Aktualności

Bolesna śmierć. Tonięcie

09.07.2021 • Kinga Czerwińska

Kołyszące się na falach łódka, rower wodny czy pompowany materac, a także relaksacyjna kąpiel, dają poczucie błogiego spokoju, wewnętrznego wyciszenia się, rozładowania poziomu stresu, a przede wszystkim zapomnienia o trudach i bolączkach dnia codziennego. Rekreacja to przecież wypoczynek, który ma dać nam siłę na podejmowanie nowych wyzwań. Zdarzyć się może jednak, że w jednej chwili ta błogość zamieni się w dramatyczną walką o przeżycie. Nagła fala sprawi, że wpadniemy do wody, zachłyśniemy się, czy też złapie nas skurcz. Wtedy właśnie zaczniemy tonąć. Według współczesnych naukowców i patologów, tonięcie jest bardzo bolącym procesem. Po przeczytaniu tego artykułu miejcie pełną świadomość tego, jak straszne jest to uczucie, a przy tym uczyńcie wszystko, aby w takiej sytuacji nigdy się nie znaleźć.


Foto: Kinga Czerwińska

Z racji wykonywanego zawodu, często słyszę pytanie - jak można utopić się w wodzie po pas? A przecież nawet przysłowie mówi, że „utopić można się w łyżce wody”. Dokładnie pamiętam sytuację ze swojego dzieciństwa, kiedy byłam świadkiem ratowania osoby tonącej. Miałam wtedy 8 lat, wspominana przeze mnie historia wydarzyła się nad brzegiem Morza Czerwonego. Dwie kobiety stały niedaleko mnie. Woda sięgała im tylko do kolan. W pewnej chwili uderzyła w nie większa fala. Obie straciły równowagę, przewróciły się i znalazły się pod wodą. Obserwowałam akcję ratowniczą. Ratownik pomógł kobietom wydostać się na brzeg. Jedna z nich szybko doszła do siebie, jednak druga wymagała pilnej pomocy. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam jak wygląda reanimacja. Na szczęście zakończyła się ona pozytywnie, kobieta odzyskała przytomność. Jednak do dziś pamiętam jej rozbiegane, mętne i nic nierozumiejące spojrzenie. Wtedy właśnie narodził się we mnie osobliwy szacunek do morskich fal i żywiołu wody, które w jednej chwili są uciechą dla podskakujących dzieci, by w kolejnej stać się śmiercionośną kilkutonową, bezwzględną masą, która przewraca i zabiera pod wodę. Każdy z nas może znaleźć się w takiej sytuacji, szczególnie wtedy, kiedy pozwolimy sobie na relaks od myślenia, gdy nie będziemy przestrzegać zasad i przewidywać skutków własnej nonszalancji. Chwila nierozwagi może być tą ostatnią w naszym życiu.

Wróćmy zatem do początku tego artykułu i przysłowiowego kołysania się na fali. Załóżmy, że byłby to materac, kajak, rowerek lub łódka. Kamizelki nie mamy na sobie, bo jest w niej za gorąco, bo potrafimy pływać, a potrzebujemy jej tylko jako poduszki, czy nie opalimy się równo. Niemądre to – prawda. Niedaleko nas przepływa motorówka lub skuter. Po chwili znika z pola widzenia. Pojawia się jednak fala, którą wytwarza. I to właśnie ona wywraca nasze życie do góry nogami i to dosłownie. Wpadamy do wody, która unieruchamia nas w jednej chwili w chłodnym uścisku. Naczynia krwionośne pod skórą, na skutek niskiej temperatury, kurczą się gwałtownie, co powoduje błyskawiczny transport dużej ilości krwi do serca. Jeśli jest sprawne i zdrowe, może poradzi sobie z tą ilością krwi, jeśli nie, może po prostu odmówić dalszej pracy. Zatrzyma się, bo nie będzie mogło sobie z tym poradzić.

Wszystkim znane jest chyba określenie - szok termiczny. To właśnie jeden z mechanizmów obronnych organizmu, który może nas spotkać, gdy nagrzani słońcem wpadniemy lub wskoczymy do wody. Woda w Morzu Bałtyckim ma latem ma nawet 21 stopni Celsjusza, chociaż zimne prądy sprawiają, że w wielu miejscach oscyluje w granicach 15-18 stopni Celsjusza. Dla porównania ciało człowieka ma 36,8 stopnia, a skóra znacznie więcej. To największy narząd powłoki ludzkiego organizmu. Ma prawie 2 metry kwadratowe powierzchni. Prawidłowa wartość przepływu przez mikrokrążenie skóry wynosi około 250 ml/ m2/minutę. Dla możliwości naszego serca to zbyt dużo. Serce wielkości naszej pięści waży zaledwie 250 gr i w ciągu minuty przepompowuje około 5 litrów krwi. Pracuje przez całe nasze życie, bez chwili wytchnienia i nie zawsze może nadążyć za naszymi potrzebami.

Jeśli jednak serce poradzi sobie z nadmiarem krwi wypchniętej z naczyń skóry, dochodzi do kolejnego niekontrolowanego przez nas odruchu, czyli nagłej próby złapania powietrza. Dobrze, jeśli w tym momencie głowa znajduje się nad powierzchnią wody. Jeśli nie, woda wlewa się do naszych dróg oddechowych. Następuje zachłyśniecie. Okolice gardła i krtani są bogato unerwione i reagują silnym odruchem kaszlu, starając się usunąć ciało obce, jakim jest woda. Próba złapania oddechu trwa 30-90 sekund. Potem nasz organizm wdycha już wodę. Nie możemy nad tym zapanować. By powstrzymać oddech dłużej niż 90 sekund, potrzebujemy długotrwałych treningów (Hiszpan Alex Segura potrafi to zrobić przez 24 minuty i 3 sekundy). Jednak zwykli ludzie nie posiadają takich umiejętności oraz nie są w stanie zatrzymać strumienia wody wpływającego zamiast tlenu do płuc. Tkanka płucna jest niezwykle delikatna. Woda blokuje wymianą gazową, co sprawia człowiekowi ogromny ból. Do czasu kiedy stracimy przytomność z bólu, mogą upłynąć nawet 2 minuty, czyli 120 nieubłagalnie długich sekund. Podczas tych trudnych zmagań naszego ciała, pojawia się silny strach i niepokój. Zarówno stan fizyczny, jak i psychiczny, kontrolowany jest przez tzw. „gadzi” mózg czyli pień mózgu. Ta niewielka część centralnego ośrodka nerwowego zupełnie nie przypomina wykształconego przez miliony lat mózgowia. Reguluje on podstawowe czynności życiowe, między innymi oddychanie i jest siedliskiem zachowań związanych z prokreacją, walką, a także instynktami. Przy walce o oddech i o życie, korzystamy właśnie z niego. Nie ma czasu na rozmyślania, szukania rozwiązań. Przecież mogliśmy zrobić wcześniej.

Załóżmy jednak, że udało nam się utrzymać głowę nad powierzchnią wody. Nasze serce pompuje krew, mamy czym oddychać. Co dalej? W wodzie wychładzamy się błyskawicznie – woda zabiera nam ciepło około 20 razy szybciej niż powietrze. Chłód w naszych mięśniach wywołuje ich skurcze. Kurczą się, by wyprodukować odrobinę niezbędnej energii, ale kończy się to tylko ich koszmarnym bólem. Jesteśmy wychłodzeni, obolali. Owszem możemy oddychać, ale nie jest to spokojny i równy rytm. Na pewno każdy doświadczył choć raz w życiu takiego szoku termicznego, któremu towarzyszyło nerwowe, szybkie i głębokie łapanie oddechu. Dłuższe przebywanie w takim stanie prowadzi do hiperwentylacji. Paradoksalnie to teraz tlen, a raczej jego nadmiar, staje się naszym wrogiem. Tlen we krwi usuwa dwutlenek węgla, co powoduje wzrost pH we krwi, czyli zasadowicę oddechową. Nazwy nie musimy pamiętać, ale jej objawy jak najbardziej. Przed oczami pojawiają się mroczki, dostajemy zawrotów głowy, drętwieje nam twarz, dłonie i stopy. Dochodzi do obkurczenia naczyń krwionośnych w mózgu. Mdlejemy i tracimy świadomość, toniemy, umieramy. Nasze ciało, pozbawione tlenu w płucach, bezwładnie opada na dno.

Według specjalistów - tonięcie to jedna z najboleśniejszych śmierci, zaraz po przegrzaniu, śmierci głodowej, poparzeniach czy przez dekompresji. Będziemy mieli wiele szczęścia, gdy w ciągu czterech minut od naszego zniknięcia pod wodą, ktoś udzieli nam fachowej pomocy tzn. wyłowi, oczyści drogi oddechowe i będzie prowadził resuscytację krążeniowo-oddechową do przyjazdu ratowników, którzy w ciągu godziny dostarczą nas do szpitala, gdzie wyspecjalizowany personel medyczny, przy użyciu wiedzy oraz najnowszych urządzeń, utrzyma nas przy życiu.

To jednak może nie być koniec naszej przygody z wpadnięciem do wody i tonięciem. U 10-15%, osób może dojść do tzw. wtórnego utonięcia. Szczególnie narażone są na nie osoby w skrajnych grupach wiekowych, czyli małe dzieci i ludzie starsi. Na skutek podtopienia czy zachłyśnięcia, do naszych dróg oddechowych dostały się płyny. Organizm ma wiele sposobów na pozbycie się ich poprzez kaszel i śluz. Czasami jednak ich część zostaje i w ciągu kilku czy też kilkunastu godzin (nawet do 72 godzin) od zdarzenia mogą pojawić się objawy, które jako mało charakterystyczne, mogą być przeoczone lub zbagatelizowane. Takie symptomy jak: niechęć do zabawy, zmęczenie czy senność, mogą być zwiastunem niedotlenienia i zaburzeń świadomości. To przyczyna masywnych zaburzeń oddechowych. Dzieci i osoby starsze mogą być zbyt słabe, aby prosić o pomoc. Sinica, bladość oraz wydobywająca się piana z ust, to sygnał, aby jak najszybciej wrócić pod specjalistyczną opiekę medyczną.

Co roku w Polsce tonie około 500 osób, niespełna 200 łamie kręgosłup podczas skoku na główkę. Ponad 80% tych wypadków odnotowuje się na przestrzeni trzech najcieplejszych miesięcy, od czerwca do końca sierpnia. Wtedy kończy się sezon wypoczynkowy nad wodą. Ale już za rok staniemy przed tym samym – ryzykiem utonięć. Moje zmagania z przekazywaniem wiedzy o bezpieczeństwie są wciąż niewystarczające. Stąd pomysł na wytłumaczenie mechanizmu tonięcia. Może świadomość bólu, cierpienia, spowoduje zmianę zachowania u tych, którzy zapominają o zasadach. Może wiedza o nieuchronności konsekwencji niewłaściwych zachowań, zaowocuje większą ostrożnością i samokontrolą.

Jestem wręcz pewna, że w 99 przypadkach na 100, jesteśmy w stanie uniknąć ryzyka i skutecznie uchronić własne życie i zdrowie. Moje przemyślenia potwierdza autorka książki „Ciało nie kłamie” - dr Judy Melinek (patolog), która już w pierwszym rozdziale mówi tak: „Kiedy stałam się świadkiem zgonów, odkryłam, że prawie każdy przypadek śmiertelny, który badałam, jest wynikiem albo usypiającej czujność monotonii, albo działań, które niosą łatwe do przewidzenia ryzyko. Tak więc nie przechodźcie przez ulicę w niedozwolonym miejscu. Zapinajcie pasy bezpieczeństwa w samochodzie. A jeszcze lepiej, wysiądźcie z auta i poćwiczcie. Pilnujcie swojej wagi. Jeśli palicie, przestańcie natychmiast. Jeśli nie, nie zaczynajcie. Broń dziurawi ludzi. Narkotyki są złe. Pamiętacie tę żółtą linię na peronie metra? Nie znalazła się tam bez powodu.
Okazuje się, że przeżycie w dużej mierze opiera się na zdrowym rozsądku".

ALARMOWE NUMERY TELEFONÓW NAD WODĄ:

• 112 - OGÓLNY NUMER RATUNKOWY
• 601 100 100 - WOPR