Sylwetki

Służyć jednemu panu?

29.10.2009 • Mariusz Mrozek

Jego życie zapowiadało się przeciętnie, a nawet wróżyło upadek. Już jako 13-letni chłopak doskonale znał smak alkoholu, gdy dorastał wychowywała go ulica. Po wielu przejściach i cierpieniach stanął jednak na nogach. Jako dzielnicowy z Ursynowa zdobywa wciąż doświadczenie i osiąga dobre wyniki w służbie. Pomaga mieszkańcom, ale i tym, których doprowadził pod więzienne bramy. We wszystkim wspiera go wiara, którą dzieli się jako ewangelista prowadzący koncerty i nabożeństwa.

Jeszcze jako młody chłopak zobaczył na jednym z warszawskich bloków napisane sprayem: „Wódka jest tu Bogiem”. Wtedy wyrazy tworzące hasło wydały mu się dziwnie bliskie... Jako 13-latek znał przecież doskonale smak alkoholu. Nie raz nocował poza domem. Wstydził się swojej sytuacji rodzinnej i jednocześnie nie chciał dokładać matce cierpienia. Już wtedy zastanawiał się nad sensem istnienia. Nie raz wdawał się w osiedlowe bójki. Jego agresję wyciszali jednak trzeźwiejsi koledzy. Razem ze starszym bratem sprzedawał butelki po wódce. Chciał jakoś zarobić pieniądze i pomóc matce. Zapisali się także na siłownię i sporty walki. Wszystko po to, by stawić czoła pijącemu ojcu, który nie raz „pokazywał” matce swoją fizyczną przewagę. Przełom w jego dotychczasowym życiu nastąpił w szkole średniej. Za brak frekwencji chcieli wyrzucić go z technikum. Kolega z ławki niewiele mówiąc dał mu wtedy Biblię. Nic nie wyjaśnił. Rzucił tylko, aby sam poznał żywego Boga.

Jacek przerażał postępowaniem najbliższych ze swojego otoczenia. Jednak z pełnego buntu i agresji młodego chłopaka przemienił się w odważnego nastolatka, rządnego osobistej relacji z realnym Bogiem. Z początku rodzina podejrzewała, że Jacek padł ofiarą sekty. On jednak uwierzył, że Jezus pomoże mu przetrwać wszystkie złe chwile i przyniesie mu wewnętrzny pokój. Uwierzył tak mocno, że już 10 lat służy w Kościele Społeczności Chrześcijańskiej w Warszawie oraz w wielu innych wspólnotach w Polsce głosząc Ewangelię (Społeczność Chrześcijańska jest częścią Wspólnoty Kościołów Chrystusowych w RP, to odłam protestancki opierający się na biblijnych korzeniach). Jako formalnie byłemu duchownemu, ale wciąż posługującemu ewangeliście zdarza mu się prowadzić nabożeństwa i stale dzieli się swoją wiarą nie tylko z członkami kościoła, ale przede wszystkim w miejscach, gdzie znajdują się ludzie odrzuceni. Wtedy czuje się dowartościowany. Ma przecież za co dziękować Bogu. Kilka lat temu w Społeczności Chrześcijańskiej w Warszawie (po sąsiedzku z Komendą Rejonową Warszawa II) poznał swoją żonę. Z czasem przyszedł na świat ich syn Tymoteusz, a kilka tygodni temu kolejny: Jaś.

Mł. asp. Jacek Konicki zapragnął ludziom pomagać nie tylko jako protestancki duchowny. Obecnie robi to jako funkcjonariusz Policji. Tę służbę rozpoczął ponad 3 lata temu. Jeździł w patrolu interwencyjnym, był pomocnikiem dyżurnego, zasmakował ruchu drogowego, ale najlepiej sprawdził się jako dzielnicowy. Aby nosić policyjny mundur musiał przerwać studia w Warszawskim Seminarium Teologicznym. Teraz, kiedy zdobył doświadczenie zawodowe, powrócił, aby kontynuować edukację. Obecnie Jacek ma pod swoją opieką część Ursynowa. Wcześniej był funkcjonariuszem Żandarmerii Wojskowej. Zrezygnował jednak z munduru, aby przywdziać „duchowne szaty”. Zatęsknił jednak za nim i wstąpił w szeregi garnizonu stołecznego. Poza tą tęsknotą kierował się również pragnieniem bycia w tych sytuacjach, gdzie tragedie i dramaty dzieją się naprawdę, gdzie może bezpośrednio działać i mieć wpływ.
Służba mieszkańcom, których ma pod swoją opieką nie koliduje z jego służbą Bogu, a nawet Jacek uważa, że jedno jest nieodłącznie powiązane z drugim. W wolnej chwili udziela się w zespole muzycznym działającym od blisko 9 lat. Teksty, które śpiewają są swoistym wyrazem uczuć. Jacek Konicki nawet rapuje swoje przeżycia. W 2006 roku zagrali koncert w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Słuchacze i wykładowcy przyjęli zespół przyjaźnie nagradzając ich gromkimi brawami. Zespół koncertuje po całym kraju.

Kilkanaście razy w roku Jacek jest gościem w zakładach karnych i aresztach śledczych. Zdaje sobie sprawę, że gdyby pojawił się tam w mundurze, nikt nie przyszedłby posłuchać jego muzyki i przesłania. Osadzeni o jego zawodzie dowiadują się, kiedy po występie opuszcza ich „dom”. Reakcje są rozmaite. Niektórzy z nich jednak piszą do Jacka. Wie, że miał wpływ na zmianę życia niejednego ze skazanych. Czy miał zatem sytuacje, które go zaskoczyły? Pewnie, że miał! W jednym z wielkopolskich zakładów karnych na widowni zauważył znajomą twarz. Podczas koncertu nurtowała go ta sytuacja. Przypomniał sobie, że jako policjant „wsadził” i tego. Mężczyzna nie powiedział nikomu na widowni, że na scenie jest „pies”. Podszedł do niego po koncercie, pogratulował i podziękował za występ, który pozwolił mu zapomnieć, a jednocześnie dał nadzieję. Nieśmiało rzucił też, że dzięki niemu przeżył coś dobrego. Do dziś, kontaktuje się telefonicznie z młodszym aspirantem, który kiedyś pozbawił go wolności.

Jacek nigdy nie zapomina, że jest policjantem. Nikt przy nim nie może liczyć na bezkarność. Jako dzielnicowemu, problemy mieszkańców nie są mu obce. Sam chętnie rozmawia z ludźmi o tym, co ich boli. Potrafi słuchać i wyciągać z rozmów wnioski. Angażuje się zarówno w swoje przesłanie policyjne, jak i duchowe. Czy można zatem pogodzić te dwie służby ze sobą? Na to pytanie czas przyniesie odpowiedź.

mł. asp. Anna Oleksiak
KRP Warszawa II