Sylwetki

Kocham ten zgiełk

29.10.2009 • Mariusz Mrozek

„Czwarta komenda rejonowa Policji, asp. szt. Krystyna Polesiak. Słucham.” – powtarza się sto, dwieście razy – trudno zliczyć. Za każdym razem ten sam, rzeczowo brzmiący komunikat. Po drugiej stronie słuchawki poszkodowani, okradzeni, pobici, zgłaszający, skarżący… Cały przekrój ludzkich nieszczęść, problemów, zdarzeń, miejskiego zgiełku. Pierwsze uderzenie spada na barki drobnej, ale doświadczonej w profesji Krysi, bo tak od blisko 17 lat zwracają się do niej koledzy i koleżanki z KRP IV.

Dyżurka to serce komendy. W pierwszej chwili trudno ogarnąć ten chaos. W poniedziałkowy poranek pozostały jeszcze sprawy z weekendu. Trzeba zorganizować biegłego do trzech pożarów w bemowskich altanach i przydzielić sprawę policjantowi z „grupy”. Świadkowie mają stawić się na przesłuchania o 13-ej, a to przecież bezdomni.

„Krysiu, czy ty dzisiaj wszystkie zdarzenia będziesz rzucać trójkami”

Coś w tym jest. Krystyna to magnes. Ściąga nieoczekiwane zdarzenia. Jej służby rzadko należą do spokojnych. Policjanci często sprawdzają grafik, ale ona chętnie zamienia się dyżurami, więc są niespodzianki. Jeśli to możliwe unika nocnych zmian. Jest po nich zmęczona i rozbita. I choć czasem trzeba akrobatycznych wyczynów, by pogodzić interesy 15-osobowego zespołu, udaje się to z korzyścią dla wszystkich.

- Nie jestem ulgowo traktowana, na przykład z racji płci. Dzieci mam już dorosłe. Wszystkim wydaje się, że zawsze mogę ciągnąć 24 godziny. Prawda jest taka, że ja również marzę o kilku dniach wolnych, choćby dlatego, aby zająć się moim ukochanym wnuczkiem Dominikiem.

To, że jest kobietą ma jednak znaczenie. Zdarza się, że w recepcji ktoś żąda rozmowy z oficerem dyżurnym. Widząc Krystynę powtórnie domaga się rozmowy z oficerem dyżurnym, nie wierząc, że tę funkcję może pełnić drobna kobieta. W takich sytuacjach zainteresowani mówią, że przyjdą innym razem, albo Krystyna prosi o pomoc kolegę z dyżuru.

„Krysiu, można druki do notatki służbowej”

Telefon jest niemal jak zawodowy partner, ale jego dzwonek poza pracą działa na Krystynę „elektrycznie”. Po 12-godzinnej służbie zdarza się jej przedstawiać „Czwarta komen… Przepraszam. Słucham?”. W pracy każdy dzień jest inny, nie ma dwóch takich samych zdarzeń. Nigdy nie wiadomo, kto sięga po słuchawkę z drugiej strony. Krystyna jest najbardziej czuła na przemoc w rodzinie. To jej konik. Ceni kobiety, które decydują się na pierwszy krok i zgłaszają się na Policję. Uważa jednak, że nie otrzymują wówczas tak oczekiwanego wsparcia. Ten moment jest najważniejszy, a częstokroć zaprzepaszczany.

„Krysiu, gdzie ten samochód do oględzin”

Na dyżurce wrze. Jest zgłoszenie, że ktoś wyrzuca kartki z okna wzywające pomocy. W pokoju zatłoczyło się od policjantów, chcących złożyć notatki służbowe. Dzwoni kobieta, która zauważyła zniszczenie swojego auta. Nie wie, że nocą ujęto sprawcę, przeprowadzono oględziny, a jej obecność w komendzie dopełni procedurę. Jest już drugi telefon z PDOZ o złym samopoczuciu zatrzymanego uczestnika wypadku. Wezwać pogotowie czy przekazać go policjantom z WRD, którzy pojadą do szpitala? Potrzebna decyzja na papierze. Fax milczy w tej sprawie. Okazuje się, że po stronie nadawcy są problemy techniczne. Znacznie wcześniej dotarł policjant z oryginałem…

„Krysiu, zabezpieczamy ten nóż z bójki?”

Jeden z gimnazjalistów na lekcji rzucił w kolegę nożem. Zakończyło się na niegroźnej ranie policzka, ale skutki prawne będą poważniejsze. Rodzice z chłopcami są w drodze do komendy. Krystyna już myśli o tym, kto zajmie się sprawą. Panuje nad wszystkim. Szybka kwalifikacja zdarzeń, szybkie dyspozycje i trafne decyzje są niezbędne w pracy dyżurnego.

- Są zdarzenia, które pozostają w pamięci do końca życia np.: Michałek wrzucony do Wisły, czy spalone zwłoki ojca wraz z dziećmi w samochodzie. Na dyżurce wyliśmy wtedy wszyscy. Gorzej być i widzieć to na miejscu. Nie chcę tego przypominać.

Przez 17 lat służby zmieniła się dzielnica, zmienili się ludzie. Inny świat i ogromne oczekiwania ze strony zgłaszających się do komendy.

- Są nakręceni przez media. Informują o wszystkim oczekując od Policji błyskawicznej reakcji i natychmiastowego rozwiązania problemu. Skarżą na policjantów, dyżurnych...

„Krysiu, potrzebny pirotechnik”

Krystyna lubi powtarzać: „albo robić coś porządnie, albo wcale”. Uznała, że do prewencyjnego przeszukania szkoły nie wystarczy wizyta samego pirotechnika. W takich sytuacjach lepiej sprawdza się pies. Po kilku telefonach „załatwiła” przewodnika z psem. Teraz odetchnęła z ulgą wiedząc, że nie skończy się na prowizorce. Podobnie z ostatnimi pożarami. Po dwóch oględzinach jednego dnia, trzeba było pilnie zorganizować biegłego do kolejnego zdarzenia. Jak myślicie czy Krystynie się to udało?

„Krysiu, daj mi kogoś innego do akcji”

Rozumie, że nie wszyscy muszą się kochać, ale powinni chociaż tolerować. Dlatego dopasowuje ludzi do wspólnych działań. Tylko zgrany zespół może coś osiągać. Tak samo jest na dyżurce. Razem z nią służbę tego dnia pełnią: radiooperator - sierż. Piotr Słowik, pomocnik – sierż. Joanna Wygiera oraz recepcjonistka – inspektor Barbara Kiryluk.

- Panuje u nas rodzinna atmosfera. Oczywiście zdarzają się nerwy, ktoś palnie głupstwo, ale nikt z nas nie jest w stanie pracować tu w pojedynkę.

„Krysiu, jak dajesz radę?”

Nikt nie jest z kamienia. Krystyna też ma chwile zwątpienia, smutku, zdenerwowania. A kogo obchodzi, że mam zły humor? – powtarza. – Lubię rozmawiać z ludźmi, pracować w grupie. Lubię ten rozgardiasz, ale długo pracowałam nad tym, aby nie przenosić życia zawodowego do domu. Potrafiłam wysiąść dwa przystanki wcześniej, aby nabrać dystansu.

W swojej pracy miała dwa poważne załamania, kiedy chciała rzucić wszystko i przenieść się do innej służby. Za każdym razem słyszała od komendantów „Krysia, wybij to sobie z głowy! Raportu nie podpiszę w żadnym wypadku!” Trudno się dziwić. Krystyna potrafi zadbać o wszystko. O wyszarpywany z rąk do rąk aparat fotograficzny, o samochód, niezbędny dokument, a nawet o czas na śniadanie. Tam prosi o zwłokę, tu o cierpliwość i z matczyną troską pyta: - Marek wypiłeś już herbatkę? Czekają świadkowie. Nie pogania, nie upomina, dyskretnie daje do zrozumienia, jak należy postąpić. Za to ją lubią i szanują. Współpracownicy żartują, że jako jedyna dyżurna spośród komend rejonowych i powiatowych jest sławna jak Lodzia z warszawskiej „drogówki”. Na pewno przejdzie do historii wolskiej jednostki.

Elżbieta Sandecka-Pultowicz