Z życia garnizonu

One naprawdę są szczęśliwe

04.03.2013 • Michał Całusiński

Trzymają się razem. Wspólnie malują, szyją, ćwiczą, wygłupiają się i smucą. Znajdują w sobie oparcie, dodają nawzajem siły. Anna i jej córki - 10-letnia Monika i 8-letnia Krysia - dobrze wiedzą jak kruche jest życie. Doceniają każdą wspólną minutę, czując jednocześnie, że upływ czasu jest dla nich pod pewnym względem zbawienny.

„Czas żyć normalnie” – powiedziała w pierwszych słowach Anna Struj, która dla swoich córek zrezygnowała z pracy w Komendzie Głównej Policji i przeszła na emeryturę. Decyzję podjęła jakiś czas po tragicznej śmierci męża Andrzeja. Mijają dokładnie trzy lata od jego zabójstwa przez chuliganów na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli. Po fali smutku, żalu, emocji, zainteresowania mediów itp. przyszła codzienność ze wszystkimi swoimi blaskami i cieniami oraz pytaniem – jak żyć?
- Decyzja o przejściu na emeryturę nie była łatwa, uważam ją jednak za najważniejszą i najbardziej słuszną. Nie miałam z kim zostawić dzieci, musiałabym kogoś wynająć do opieki. Córki domagały się, aby z nimi posiedzieć, porozmawiać, pomóc, pobawić się. Wiem, że wiele osób jest w podobnej sytuacji, ale jako policjantka mogłam przejść na emeryturę. Żyjemy trochę skromniej, ale przynajmniej jesteśmy razem.

Uwierzyć w dobro

Kiedy usłyszałam delikatny głos Pani Anny umawiając się z nią na wywiad, miałam wiele obaw przed tym spotkaniem. Jak jej nie zranić? Jakie pytania zadać? Jak odnieść się do jej obecnego życia? Kiedy weszła do redakcji, ujrzałam drobną blondynkę, o delikatnym głosie, uprzejmą i miłą, ale szybko przekonałam się, że dysponuje ogromną i dobrą energią. Jej optymizm, nadzieja i wiara jest niemal zaraźliwa. Najwięcej siły dają jej córki. Razem starają się czerpać z życia garściami. Z każdej wspólnej chwili, każdej rozmowy, a nawet najbardziej szalonej zabawy. Dobrze im ze sobą, bo wiedzą, że mogą na siebie liczyć.
- Jesteśmy bardzo aktywne – mówi Pani Anna. Dbamy o dobry nastrój i dobre wiadomości. Staramy się unikać tematu przemocy. To właśnie z tego powodu dziewczynki od małego wychowują się bez telewizora, ale dzięki temu ich pomysłowość jest nieograniczona. Nie wiedzą, co znaczy nuda, bo szybko znajdują sobie różne zajęcia: rysują, malują na płótnie, szyją, jeżdżą na rowerze, łyżwach, pływają i organizują bajeczne pokazy mody. Ciągle muszę uczyć się czegoś nowego, na przykład jazdy na rolkach. W okresie zimowym również znalazłyśmy sposób na aktywność. W styczniu (!) zaczęłyśmy biegać. Krótkie odcinki wokół osiedla. To wspaniały odpoczynek po męczącym dniu, a także najlepszy sposób na apetyt i dobry sen.

Świat daje, los zabiera

Pani Anna została poddana ciężkiej próbie nie po raz pierwszy. Trudno wyrazić w słowach uczucia, jakie towarzyszyły jej i mężowi w staraniach o adopcję 3-miesięcznej Moniki. Jeszcze więcej siły trzeba było włożyć w leczenie wyjątkowo uciążliwej alergii. Lekarze określali jej przypadek jako beznadziejny, ale wytrwałość rodziców była w stanie pokonać nawet tę przeszkodę. Dzięki wypróbowaniu wielu metod, nawet z pogranicza niekonwencjonalnych, udało się zażegnać wszystkie dolegliwości. Los miał jeszcze jedną niespodziankę. Pani Anna po dwóch latach od adopcji Moniki urodziła córeczkę Krysię. Wydawało się, że już nic nie może zmącić szczęśliwego życia rodzinnego…
- Bardzo chciałam mieć dzieci – wyznaje Pani Anna. Dużo wysiłku włożyliśmy, aby je mieć. Teraz robię wszystko, bez poczucia poświęcenia, aby zapewnić im spokój, radość i szczęście. Próbuję im dać jak najwięcej dobrych uczuć, bo tego nie da się kupić za żadne pieniądze. Teraz, gdy są małe, jest do tego najbardziej sprzyjająca pora. Kiedy rozwiną skrzydła i rozpoczną samodzielne życie, będą miały z czego czerpać. To, co dostaną na początku, ile się nauczą, nikt im potem nie zabierze. W ogóle uważam, że im więcej dajemy z siebie, tym więcej dobra otrzymujemy. Wiem również, że rodzice nie zawsze są idealni.

Trudne wspomnienia

Myśli związane z feralnym dniem 10 lutego 2010 nie są dla Pani Anny łatwe. Dziewczynki również niechętnie o tym mówią. Nie opowiadają o swoich uczuciach, a na wścibskie pytania o tatę kwitują krótkim „nie żyje”. Dzieci na swój sposób przeżywają utratę najbliższej osoby.
- Może przyjdzie czas, że same będą mnie pytać. Nie wiem dlaczego, nie chcą teraz o tym mówić, przynajmniej ze mną. Zgromadziłam pamiątki po Andrzeju, ale odpowiedni czas jeszcze nie nadszedł, więc czekam…
Nikt lepiej nie rozumie specyfiki pracy policjanta, niż drugi policjant. Pani Anna dobrze wie, jakie ryzyko i stres wiąże się z tym zawodem. Bliski kontakt ze światem przestępczym zostawia swój ślad. Policjant znajduje się na granicy dobra i zła. Dysponuje środkami przymusu bezpośredniego, ale musi panować nad swoimi emocjami. To bardzo trudne. Pani Anna jest jednak również matką, a to rodzi wewnętrzny konflikt.
- Jestem na niego wściekła. Andrzej uważał, że to słuszne. Był człowiekiem, który zawsze reagował w takich sytuacjach. Kiedy jednak pojawiają się na świecie dzieci, wzrasta odpowiedzialność za ich zdrowie i życie, a za tym powinna pójść większa ostrożność. Nie mogę go oceniać, ale trudno mi się pogodzić. Wszystko zależy od tego, ile można stracić. On zapłacił najwyższą cenę, ale nasze dzieci również.

Pomocna dłoń

Po tragicznych wydarzeniach wiele osób i instytucji zaoferowało swoje wsparcie. Koledzy Andrzeja z Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego nigdy nie odmawiają pomocy. Można na nich liczyć, pomimo, że minęły już trzy lata. Największe wsparcie Pani Anna z córkami otrzymuje od Fundacji „10 kwietnia”.
- Otrzymałam list od fundacji z propozycją refundowania w wysokości 80% wydatków związanych z nauką i edukacją dzieci. Po spełnieniu kilku formalności otrzymuję pomoc od dwóch lat. Przedstawiam rachunki związane, np. z zakupem podręczników, dodatkowych zajęć i otrzymuję zwrot części wpłaty. Warunki są jasno określone, a pomoc przebiega bardzo sprawnie, drogą e-mailową, bądź telefoniczną. Dzięki pomocy fundacji dziewczynki mogą rozwijać swoje zainteresowania i uczyć się nowych rzeczy, a to znaczy dla mnie bardzo wiele. Korzystając z okazji, bardzo serdecznie dziękuję, również w imieniu moich córek. Nie tylko za pomoc finansową, ale przede wszystkim za poczucie, że nie zostałyśmy same. To daje nadzieję…
Pani Ani sprzyjają również ogromne pokłady optymizmu, które - jak sama określa - ma już od urodzenia. Z otwartym sercem patrzy w przyszłość. Nie czuje obciążenia, że coś traci i poświęca się dla dzieci. Robi to z chęcią i wielką miłością. Chce być dla nich pożyteczna, ale nie zapomina o sobie. Pilnie uczy się samodzielnie języka angielskiego, przypomina język rosyjski, aby spełnić swoje największe marzenie. Pragnie zwiedzić świat, rozpoczynając od egzotycznej podróży do kraju, gdzie ludzie żyją najdłużej, czyli do Chin.
- Najważniejsze, to dbać o dobrą kondycję psychiczną zgodnie ze słowami „w zdrowym ciele, zdrowy duch”. Przypominam sobie, że Andrzej zawsze chorował, kiedy rozpoczynał urlop. Nagromadzone stresy nigdy nie są dla nas obojętne. Chińczycy powtarzają, że najpierw choruje dusza, potem ciało.
_ _ _

Fundacja „10 kwietnia” to wyjątkowa inicjatywa przedsiębiorców powstała dla szerzenia jednej idei – długofalowego wsparcia edukacji dzieci osób, które ucierpiały w trakcie pełnienia służby publicznej. Fundatorzy chcieli podkreślić wagę pracy osób w służbie publicznej, którzy wykonując ją, często narażają swoje zdrowie i życie. Na co dzień nie zawsze doceniamy wagę ich działań, a jednak bez, np. policjantów, żołnierzy czy strażaków trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie naszego społeczeństwa. Do dziś Fundacja pomogła ponad 130 dzieciom wojskowych, policjantów, strażaków, ratowników TOPR czy funkcjonariuszy służby więziennej.

- Edukacja to wartość nie do przecenienia. Wierzymy, że otwiera młodym ludziom świat i umożliwia lepszy start w przyszłość. Dzięki naszej pomocy podopieczni mogą realizować swoje plany edukacyjne, rozwijać zainteresowania i mają świadomość, że mają wsparcie Fundacji do momentu ukończenia studiów. Każdy z naszych podopiecznych jest inny, dlatego staramy się odpowiadać na ich indywidualne potrzeby. Zapewniamy im nie tylko refundację wydatków edukacyjnych, ale również organizujemy dodatkowe programy wspierające ich edukację, jak np. program tutoringu (proces rozwoju oparty na osobistej relacji między uczącym i uczonym w celu rozpoznania mocnych i słabych stron oraz ułożenia programu nauczania odpowiadającemu indywidualnym potrzebom), czy pomoc w organizacji praktyk i staży dla studentów, ale także dofinansowanie pomocy psychologicznej. Ogromnie cieszy nas rozwój podopiecznych. Widząc, jak korzystając z różnych zajęć dodatkowych, osiągają coraz lepsze wyniki w nauce, odkrywają swoje pasje i angażują się w to, co robią, wiemy, że robimy coś dobrego i potrzebnego – mówi Monika Rzepka, Prezes Fundacji i dodaje – każde wsparcie naszej fundacji, to pomoc dla naszych podopiecznych. Szczegóły na naszej stronie internetowej www.fundacja10kwietnia.pl.

Elżbieta Sandecka-Pultowicz
foto archiwum prywatne