Aktualności

SENSEI

19.02.2024 • Daniel Niezdropa

Pochodzący z języka japońskiego termin nieprzypadkowo został przez nas użyty jako tytuł tego artykułu. Określa on nauczyciela, mistrza, a w sztukach walki instruktora, który swoimi umiejętnościami przewyższa tych, których naucza. Nie chodzi tu jednak o to, aby pokazać jego nadrzędność nad innymi oraz to, że bycie Sensei to obowiązkowe oddawanie mu hołdu, szacunku. Takim terminem, zwrotem, przyjacielskim gestem oddaje się przede wszystkim uznanie komuś, kto jest autorytetem, przedstawia dobre wartości, jest swego rodzaju profesjonalistą w konkretnej dziedzinie. I wyobraźcie sobie, że w naszych policyjnych szeregach, a nawet na zasłużonej emeryturze takich wartościowych ludzi nie brakuje. Dlatego chcielibyśmy przybliżyć wszystkim sylwetkę Mariusza Kondraciuka, dzisiaj nauczyciela edukacji policyjnej, instruktora karate i społecznika, któremu zawsze, w służbie i poza nią, na sercu leżało nie tylko bezpieczeństwo, ale przede wszystkim dobre relacje społeczne. To przykład policjanta i człowieka, który umiejętnie łączył konsekwencję w działaniu z pomaganiem ludziom, a jednocześnie był zawsze dobrym kolegą. Dzięki temu jeszcze w służbie zapracował sobie na miano prawdziwego Sensei. Został nawet dzielnicowym roku…


Pokazy karate w trakcie półkolonii w Szkole Podstawowej w Chrościcach, rozbijanie pustaków. Lipiec 2022 r.
Zdjęcie: archiwum prywatne Mariusza Kondraciuka

PASJE, POŚWIĘCENIE…

Dobrzy ludzie zasługują na dobre słowo, dobrzy funkcjonariusze zasługują na to, aby o ich służbie mówić zawsze dobrze. Stąd też na łamach SMP od wielu lat przybliżamy sylwetki prawdziwych gliniarzy, którzy swoją trudną robotę traktują z szacunkiem i nie zapominają o idei, bo bez niej i choć odrobiny policyjnego etosu wykonywanie codziennych zadań nie byłoby tak skuteczne i efektywne. Wielu z nich ma też swoje pozasłużbowe zainteresowania i pasje, które są doskonałym sposobem na rozładowanie zawodowego stresu i pozwalają zasilić życiowe akumulatory.

Jako redakcja doskonale rozumiemy, że policyjny zawód nie jest łatwy, jeżeli jednak ma się silną wolę pracy, spełniania się i realizowania, to można pokonać najbardziej ostry życiowy zakręt, czasami chwilową słabość czy też niepowodzenie. Dlatego tak często podkreślamy w naszych artykułach, że dzięki uporowi osiągniemy zamierzony cel. Dzięki doskonaleniu się i pogłębianiu wiedzy, treningom, można być nie tylko spełnionym, ale i dobrze przygotowanym do pełnienia służby, być fachowcem w swojej dziedzinie, czy też solidnym oparciem dla zadaniowego zespołu bądź koleżanki lub kolegi z patrolu.

Przybliżanie przez nas ciekawych pasji, przez pryzmat ich realizacji, czy to funkcjonariuszy, czy też pracowników Policji, ma służyć pokazaniu, że Policja to wartościowa formacja, a policyjna rota i przewodnie hasło, dewiza zarazem „Pomagamy i Chronimy” to nie są puste słowa. Jednak to postawą w służbie, skutecznością i konsekwencją, ale też empatią dla ludzkiej krzywdy, każdy funkcjonariusz dokłada cegiełkę do zbudowania pozytywnego wizerunku naszej formacji. W artykułach SMP takie wartości pokazujemy poprzez ludzi, których opisujemy i którym takich cech nie brakuje.

W tym artykule przedstawiamy sylwetkę bardzo sympatycznego nauczyciela z Liceum Mundurowego w Dębem Wielkim – Mariusza Kondraciuka, prawdziwego życiowego Sensei, który na ten zaszczytny przydomek swoją służbą i uporem zdecydowanie zasłużył.


Pokazy karate w Parku Miejskim w Kałuszynie podczas Pikniku Rodzinnego, łamanie deski drewnianej.  Czerwiec 2023 r.
Zdjęcie: archiwum prywatne Mariusza Kondraciuka

ROZMOWA Z SENSEI

Mariuszu jest nam bardzo miło, że zgodziłeś się na rozmowę, a na rozgrzewkę i na początek opowiedz o swojej służbie w Policji? Jak przebiegała, czym się zajmowałeś i czy ważna była dla Ciebie idea bycia funkcjonariuszem? Byłeś też dzielnicowym i wygrałeś nawet pewien plebiscyt… Opowiedz nam o tym konkursie, ale też o tym, jak budowałeś dobre relacje z mieszkańcami.

Witam serdecznie wszystkich czytelników i bardzo dziękuję Danielu za zaproszenie. Moja służba w Policji rozpoczęła się od odbycia 12-miesięcznej zastępczej służby wojskowej (służba kandydacka) w Oddziale Prewencji Policji w Warszawie w latach 2004 – 2005. Następnie po ponownym przyjęciu do służby, już jako policjant zawodowy, dostałem przydział w tej samej jednostce, czyli OPP. Po ukończeniu kursu podstawowego w CSP w Legionowie pełniłem służbę jako policjant liniowy, czyli służba patrolowa, zabezpieczenia imprez masowych w postaci meczów piłkarskich, manifestacji i innych zgromadzeń publicznych na terenie miasta stołecznego Warszawy i sąsiednich powiatów.

W trakcie służby w OPP dosłużyłem się stanowiska dowódcy drużyny AWGŁ (Automatyczna Wyrzutnia Granatów Łzawiących). Następnie po 3 latach służby w OPP trafiłem do KPP w Mińsku Mazowieckim, gdzie służyłem w Ogniwie Patrolowo-Interwencyjnym Wydziału Prewencji.

W trakcie mojej służby w Mińsku Mazowieckim spotkałem wielu fajnych i wspaniałych ludzi, których bardzo ciepło wspominam i do dzisiaj utrzymuję z nimi kontakt. Miałem również krótki okres służby w Wydziale Wywiadowczo-Patrolowym Komendy Stołecznej Policji w Warszawie, gdzie służyłem w jednej z sekcji tegoż wydziału z moim rodzonym bratem i kilkoma osobami, z którymi wcześniej pracowałem w Mińsku Mazowieckim. Z przyczyn osobistych na niecałe 5 lat opuściłem garnizon stołeczny, przenosząc się do KPP w Węgrowie (KWP z/s w Radomiu). Następnie ponownie wróciłem do służby w stołecznym garnizonie.

Praktycznie przez cały mój czas w formacji służyłem na tzw. pierwszej linii, czyli w pionie prewencji, począwszy od policjanta patrolowo-interwencyjnego, poprzez wywiadowcę, a skończywszy na dzielnicowym. Dodatkowo w związku z ukończeniem jeszcze przed Policją państwowych kursów instruktorskich, a następnie już resortowych w czasie służby, prowadziłem dla policjantów zajęcia z wyszkolenia strzeleckiego, taktyki i techniki interwencji oraz przedmiotów przeznaczonych do obezwładniania osób za pomocą energii elektrycznej. Oprócz wspomnianych zajęć realizowałem również w klasach policyjnych szkół średnich zajęcia z samoobrony. Ktoś by pomyślał, że doba ma przecież 24 godziny, ale dla chcącego nic trudnego (śmiech).

Na zadane przez ciebie pytanie – czy ważna była dla mnie idea bycia funkcjonariuszem? – odpowiem twierdząco, że tak. Myślę, że bez idei nie można byłoby pełnić dobrze służby, mieć satysfakcji z udzielenia komuś pomocy, mieć poczucia dobrze spełnionego obowiązku.

O plebiscycie, który wygrałem, a o którym wspomniałeś, nie powiem – to było dla mnie wyjątkowe wyróżnienie i dało mi wiele radości, a przede wszystkim satysfakcji z wykonywanej policyjnej roboty. Byłem wtedy dzielnicowym w gminie Korytnica i służyłem w KPP w Węgrowie. Wspomniany konkurs był corocznie organizowany przez KWP z/s w Radomiu pod nazwą „Najpopularniejszy Dzielnicowy Powiatu”, a w moim przypadku „(…) Powiatu Węgrowskiego 2016 r.”. Jego założenia były takie, że mieszkańcy powiatu na stronie internetowej danej jednostki wypełniali elektroniczną ankietę dotyczącą wybieranego przez siebie dzielnicowego, opisując jego cechy charakteru, a także to, jak wywiązuje się ze swoich obowiązków. Oprócz tego wypełniający ankietę mieli napisać o tym, co dobrego i pamiętnego zrobił dla nich dzielnicowy. Takie same ankiety można było wypełnić w formie papierowej w urzędach miast i gmin i wrzucić do znajdujących się tam skrzynek. Po zakończeniu konkursu wyznaczona przez właściwego komendanta komisja zliczała wszystkie ankiety. Wygrywał ten dzielnicowy, który w konkursie uzyskał jak największą liczbę oddanych na niego głosów. Tak się złożyło, że mieszkańcy mojego byłego rejonu, jakim jest gmina Korytnica, (jest to największa gmina w powiecie węgrowskim z największą liczbą mieszkańców) oddali na mnie bardzo dużą ilość głosów i myślę, że to zadecydowało o tym, że miałem szczęście wygrać ten konkurs.

Odpowiadając na ostatnią część Twojego pytania, dotyczącego budowania dobrych relacji z mieszkańcami, moja recepta jest taka i to będzie dobra rada dla młodszych koleżanek i kolegów,  którzy są na tej początkowej drodze dzielnicowych bądź też za chwilę nimi zostaną – dialog. To jedno ważne i kluczowe słowo. Bez tego nie da się zbudować dobrych relacji na linii Policja – Społeczeństwo. Ja wiem, że nie jest to łatwe zadanie, ponieważ dzisiaj dzielnicowi są obłożeni dużą ilością zadań, również tych spoza listy ich codziennych obowiązków. Wynika to z liczby wakatów w Policji i dlatego bardzo często kierowani są oni na interwencje i patrole, co w pewien sposób osłabia ich społeczną rolę, jaką powinni pełnić na co dzień. Mam jednak nadzieję, że za jakiś czas to się znormalizuje i wróci do starego porządku.

Najważniejsze zadanie dzielnicowego w kontaktach z mieszkańcami – to nie zbywać ludzi, jeżeli ktoś potrzebuje pomocy nawet w postaci zwykłej rozmowy, to w miarę możliwości nie należy odkładać jej na później. Problem nie zniknie, a będzie się dalej nawarstwiał. Moi koledzy z Mińska Mazowieckiego czasami żartowali, że jak poszedłem na rozmowę do mieszkańców w moim rejonie – to myśleli, że coś mi się stało, jak długo nie wracałem do radiowozu. Prawda była taka, że nigdy nie potrafiłem odmówić tej właśnie rozmowy i zawsze do końca wysłuchałem – w czym tkwi problem.

Pamiętajmy, że każda rozmowa z mieszkańcami to zawsze problem każdego z osobna, gdzie potrzebujący wsparcia liczy na to, że ten dzielnicowy w miarę możliwości znajdzie „złoty środek” i pomoże w potrzebie, choć czasami jest to trudne. Niekiedy trzeba wytłumaczyć, że pomocy w danej sprawie nie udziela Policja, a inna instytucja, która ma dane zagadnienie w swojej kompetencji.


Pierwsza służba dzielnicowego w Mińsku Mazowieckim. Sierpień 2017 r.
Zdjęcie: Daniel Niezdropa

Każdy ma jakieś swoje życiowe plany, praca czy służba, to też pewien etap w życiu. Jak dziś pamiętam Twoje słowa sprzed wielu lat, że chciałbyś prowadzić kiedyś szkołę karate? Czy udało się spełnić to marzenie? Wiem, że ze sztukami walki nie zerwałeś, a swoją wiedzę przekazujesz dzisiaj najmłodszym. Jak to teraz wygląda, szkoła sztuk walki, zajęcia, treningi. Opowiedz też o swojej przygodzie z karate, kiedy to się zaczęło, czy miałeś jakieś osiągnięcia w tej dziedzinie, ale też o sportowym i instruktorskim rozwoju, wyjazdach na seminaria, kolejnych pasach, danach, karate kiedyś a dzisiaj… I nie zapomnij wspomnieć o rozbijanych tykach bambusowych, płytach, myślę, że to zaciekawi naszych czytelników (śmiech). Powiedz, jak trzeba się do tego przygotować i czy łatwo tu o kontuzję.

Moja przygoda ze wschodnimi sztukami walki zaczęła się chyba, tak jak u większości adeptów trenujących sztuki walki, od obejrzenia znanego filmu z tego gatunku, który na początku lat 80. ubiegłego wieku podbił polskie kina, a był to kultowy film pod tytułem „Wejście Smoka” z 1973 roku z niezapomnianym Bruce’em Lee, który oprócz zagrania głównej roli stworzył sam choreografię wszystkich walk, jakie znalazły się w filmie. Duże wrażenie wywarł na mnie też wcześniejszy film z 1972 roku, również z Bruce’em Lee, pt. „Droga Smoka”, gdzie Bruce zaprosił wtedy znanego ze środowiska sztuk walki, a nieznanego wówczas w świecie filmu, 7-krotnego Mistrza Świata w Karate w wadze średniej – Chucka Norrisa, gdzie w finałowej scenie w rzymskim Koloseum stoczyli pamiętny pojedynek. Chuck Norris zagrał tam „czarny charakter” i w finale przegrał z Bruce'em Lee. To był mój taki pierwszy zalążek i można powiedzieć wstęp do świata sztuk walki.

Pamiętam, jak mój tata zrobił mi mój pierwszy worek treningowy i zacząłem ćwiczyć na nim uderzenia i kopnięcia. Przełomem było dla mnie zapisanie się na zajęcia karate kyokushin w profesjonalnym klubie. Mój pierwszy trening w Klubie Karate Kyokushin w Sokołowie Podlaskim odbyłem pamiętnego dnia tj. w czwartek 14 września 1995 roku o godz. 17.30. Ówczesny Senpai, a teraz Sensei Michał Godlewski (3 Dan), którego serdecznie wspominam i pozdrawiam – tak dał nam wtedy w kość na treningu, że zapomniałem – jak się nazywam. Pamiętam, że dzień, w którym odbyłem swój pierwszy trening, był piękny i słoneczny, do tego było wtedy bardzo gorąco. Na drugi dzień miałem takie zakwasy, że ledwo wsiadłem do autobusu, jak jechałem do szkoły. Z grupy, w której początkowo było około 30 osób, została później 15-osobowa grupa i jeszcze się trochę wyludniła.

Jakieś 3 lata później przeniosłem się do innego klubu w Siemiatyczach w województwie podlaskim. Była to Akademia Sztuk Walki i Fitnessu „ANDY”, obecnie Polska Akademia Sztuk Walki „ANDY”, którego prezesem i głównym instruktorem był i w dalszym ciągu jest Shihan Andrzej Nowaczuk (5 Dan), również i jego serdecznie pozdrawiam. W tym klubie była możliwość trenowania różnych sztuk walki tj. karate, kick-boxing, ju-jitsu, kobudo, combat-samoobrona. Niestety ze względu na znaczną odległość i ograniczone możliwości finansowe na treningi do Siemiatycz jeździłem sporadycznie. Bywało, że biegłem na ostatni autobus do Sokołowa Podlaskiego, aby mieć czym wrócić do domu, gdyż nie posiadałem jeszcze wtedy prawa jazdy i własnego samochodu, abym mógł swobodnie pojechać na trening. Dlatego dużo pracy musiałem włożyć w treningi w domu, powtarzając to, co Sensei pokazywał i instruował na treningach w Dojo (klubie).

Obecnie mam jeszcze tytuł Senpai, nie Sensei, jak podany na samym początku tego wywiadu i stopień uczniowski 1 Kyu (pas brązowy z czarnym pagonem) w karate kyokushin, 5 Kyu w ju-jitsu. Mam uprawnienia cywilne (państwowe) instruktora rekreacji ruchowej o specjalności samoobrona, trenera II klasy sportu karate. Od lutego 2021 roku prowadzę sekcję karate kyokushin należącą do klubu UKS Kałuszyn, działającego przy Szkole Podstawowej im. Bolesława Prusa w Kałuszynie w powiecie mińskim, dzięki pomocy i zaangażowaniu dyrektora tej szkoły Marka Pachnika, który zawsze bardzo wspierał tego rodzaju inicjatywy. W sekcji ćwiczy w tej chwili 25 osób w wieku od 6 do 12 lat. Od jesieni 2023 roku jest prowadzona druga grupa przy Zespole Szkół w Latowiczu, również w powiecie mińskim, gdzie również dzięki pomocy i zaangażowaniu dyrektora Mariusza Prekurata ćwiczy 21 osób w wieku od 5 do 13 lat.

Mamy już na koncie znaczące sportowe sukcesy. 7-osobowa reprezentacja najstarszej grupy z Kałuszyna z ostatnich Mistrzostw Polski w Karate Kyokushin w Lublinie, które odbyły się 2 grudnia 2023 roku, w swoich kategoriach wiekowych i wagowych w kumite (walki) – przywiozła 7 medali tj. jeden złoty, 3 srebrne i 3 brązowe. Chciałbym podkreślić, że był to również pierwszy start moich podopiecznych na zawodach takiej rangi jak Mistrzostwa Polski. Nie spoczywamy jednak na laurach i przygotowujemy się intensywnie do kolejnych startów.

Wracając do mnie, to jeszcze przed służbą w Policji miałem możliwość brania udziału w różnych seminariach szkoleniowych i zgrupowaniach, podnosząc swoje umiejętności i kwalifikacje zarówno z mistrzami krajowymi, jak i międzynarodowymi, w tym z kolebki japońskich sztuk walki – Japonii. Uczestniczyłem również w obozach szkoleniowych letnich i zimowych.

Swego czasu, jako młody zawodnik siemiatyckiego Dojo (klubu), miałem na koncie kilka sukcesów sportowych, zdobywając m.in. I miejsce w kategorii kumite (walki) Mistrzostwa Polski Karate Siemiatycze (1998 r.), II miejsce w kumite V Mistrzostwa Polski w Sportowym Ju-Jitsu Kobyłka (2001 r.), II miejsce w kumite Mistrzostwa Polski Karate Siemiatycze (2003 r.), I miejsce (drużynowo) w kumite i I miejsce (indywidualnie) w układach walk na Otwartym Turnieju Sztuk Walki Polski Południowej Nowy Sącz (2003 r.).

Wiadomo, że służba w Policji podlega pewnemu podporządkowaniu i szczególnej dyscyplinie, i dlatego, choć niekiedy bardzo chciałem, to nie zawsze mogłem wziąć udział w każdej tego typu imprezie. Jednak dzisiaj będąc na emeryturze, staram się nadrabiać te zaległości.

W 2023 roku na początku września brałem udział w trzydniowym I Europejskim Seminarium Karate Kyokushin w Berlinie organizacji IKO World Zen-Kyokushin, gdzie prowadzącym był dyrektor tej japońskiej organizacji na Europę Saiko Shihan Roel Wildeboer (8 Dan) z Holandii. W 2024 roku (pod koniec sierpnia) gospodarzem drugiej edycji tego seminarium będzie Polska, gdzie również zajęcia będzie prowadził tak, jak poprzednio Saiko Shihan Wildeboer. Dla mnie będzie to wielka życiowa szansa i prawdziwy sprawdzian moich umiejętności, ponieważ będę miał przyjemność i wielki zaszczyt zdawać przed Shihan egzamin na 1 Dan (czarny pas) i wtedy już będę mógł używać pełnoprawnie tytułu Sensei. Bardzo dziękuję Ci za ten przydomek w artykule, ale dopiero z czarnym pasem będę go mógł już legalnie używać (śmiech). Szanuję jednak i doceniam to, że moi przyjaciele mnie tak nazywają. Czuję się naprawdę zaszczycony.

Jeśli chodzi o porównanie dzisiejszych treningów z tymi, które odbywałem w latach 90., jest między nimi kolosalna różnica. Dzisiaj, gdybym przeprowadził taki trening, w takim tempie, jak ja zaczynałem ćwiczyć, to jestem pewien, że na drugi dzień na sali nie byłoby większości ćwiczących, no może poza kilkoma wyjątkami. Wynika to z tego, że obecne pokolenie dzieci i młodzieży wydaje się słabsze od naszego. Niestety, ale muszę to powiedzieć (nie chciałbym nikogo też urazić), że dzisiejsze młode pokolenie, to ludzie wychowani na smartfonach, tabletach, laptopach i innych nowinkach technicznych współczesnego świata. Cieszy mnie jednak to, że wśród tych dzieciaków są tacy, którzy chcą coś ze sobą robić i zmęczyć się fizycznie na treningach.

Dzisiaj ćwiczenia są bardziej funkcjonalne i bezpieczniejsze, mniej kontuzyjne niż te, które były wdrażane na treningach w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. I tu przywołam pytanie – dlaczego wybrałem akurat tak twardy i ciężki styl, jakim jest karate kyokushin?

Przytoczę może trochę historii. Bardzo zaimponował mi jego twórca Sosai Masutatsu Oyama (10 Dan), który jeszcze za życia był nazwany „Ostatnim Samurajem”. Wspomniany przeze mnie Mistrz odwiedził nasz kraj, przybywając z dalekiej Japonii w listopadzie 1993 roku. Była to jedyna wyprawa do naszego kraju. Był gościem honorowym na bardzo prestiżowej imprezie, która odbyła się wtedy w katowickim spodku, tj. Puchar Europy „OYAMA CUP” i zasiadł w jednej honorowej loży z wybitnym lekarzem, specjalistą od kardiologii śp. prof. Zbigniewem Religą.

Sosai Oyama był wielkim człowiekiem, o równie wielkim sercu i skromności, a do tego autorytetem w sztukach walki. Jego upór, determinacja, systematyczność, konsekwencja w działaniu, bardzo surowa i żelazna dyscyplina w treningu i w ogóle w życiu sprawiły, że w walce pełnokontaktowej, którą stworzył i stosował – nie miał sobie równych. Będąc w życiowej formie i u szczytu sławy, stoczył w ciągu 3 dni 300 pojedynków, czyli po 100 walk dziennie w full kontakcie ze zmieniającymi się co 2 minuty przeciwnikami, pokonując wszystkich, a kiedy nie miał możliwości walczyć z ludźmi, to na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku wybrał się do USA i Meksyku na „Tournèe” promując swój nowy styl karate. Walczył z bykami, pokonując ich w sumie 53, stosując technikę Shuto Oroshi-Uchi (uderzenie ręką mieczem z góry w dół) i Tettsui Oroshi-Uchi (uderzenie pięścią młotem z góry w dół), gdzie jednym takim uderzeniem potrafił nie tyle przetrącić rogi zwierzęciu, ale również je zabić. Jak mówi jego historia, tych wszystkich czynów dokonał w rzeźni. Styl Karate, który powstał w 1964 roku, nazwał Kyokushin. Nazwa ta oznacza „Ekstremum Prawdy”, czyli poddając się tak ciężkiemu i rygorystycznemu treningowi, poznajemy prawdę o sobie, odkrywamy – gdzie znajduje się granica naszych możliwości fizycznych i psychicznych, czyli to nasze „Ekstremum Prawdy”.

Jeśli chodzi o twoje pytanie dotyczące rozbijania twardych przedmiotów, to fachowo nazywa się to Tameshiwari. Test ten został stworzony właśnie przez wspomnianego Sosai Oyamę. Służył on i w dalszym ciągu służy do sprawdzenia perfekcji w opanowaniu technik karate. Ilość złamanych desek świadczy o umiejętnościach karateki na bardzo wysokim poziomie wyszkolenia. Rekord 29 złamanych desek należy do japońskiego mistrza karate kyokushin Akira Masuda. Test ten jest zwykle przeprowadzany przed walkami (kumite) półfinałowymi i finałowymi na zawodach rangi Mistrzostw Europy lub Mistrzostw Świata. Służy do rozstrzygnięcia wyniku walki, jeżeli walka jest wyrównana i nie pomagają rundy dogrywkowe, a także waga zawodników nie zdecyduje o wygranej na rzecz jednego z nich, to wtedy decydować może ilość złamanych desek przez zawodników właśnie w tym teście.

W Tameshiwari stosowane są 4 techniki rozbicia desek: seiken (pięść), shuto (zewnętrzny kant dłoni), hiji (łokieć) i kakato (pięta). Deski, które są rozbijane na zawodach, to deski sosnowe o wymiarach 30 cm x 20 cm i grubości 2,5 cm. Test Tameshiwari jest niezwykle efektowny i często służy też do promocji karate i wschodnich sztuk walki. Mistrzowie na różnych pokazach rozbijają za przykładem Sosai Oyamy pustaki o różnych grubościach, cegły, dachówki, bryły lodowe, kamienie, listwy, szyjki butelek i kije bejsbolowe, czy tak, jak ja – opierając z przodu na szyi kij bambusowy, przełamuję go jak zapałkę itp.

Jak przygotować się do takiej próby? Na pewno nie może zrobić tego osoba początkująca, której ciało dopiero się kształtuje, chyba że jest to szczególny i odosobniony przypadek, ale jak dotąd nie słyszałem, aby ktoś z nowicjuszy miał tak wzmocnione ciało. Przede wszystkim do takiego testu trzeba być odpowiednio przygotowanym. Są to niezliczone ćwiczenia kształtujące siłę fizyczną, wytrzymałość, szybkość, a także specjalistyczne ćwiczenia wzmacniające i kształtujące odporność na ból np. trening uderzania i kopania na specjalnym przedmiocie o nazwie Makiwara (uniwersalny przyrząd w postaci elastycznej, wkopanej pionowo w ziemię deski z poduszką amortyzującą służący do ćwiczenia wszystkich rodzajów ciosów. Dawniej wykonywany był ze zawiniętej w płótno słomy ryżowej – źródło Wikipedia). Do tego dochodzi również czynnik wewnętrzny, czyli nasza psychika, skupienie. Trzeba sobie to wyobrazić i zwizualizować, jak ta ręka czy noga wchodzi w ten przedmiot i go rozbija. Jest to naprawdę przy opanowaniu technik walki bardzo niszczycielska siła. W tym teście nie może nastąpić chwila zawahania się, czy też chwila zwątpienia, bo możemy doznać bardzo poważnej w skutkach kontuzji naszego ciała, a trzeba wiedzieć, że karateka o swoje ciało musi dbać i chronić w sposób bardzo szczególny, gdyż stanowi to dla niego wytrenowaną broń również do samoobrony. Tyle mogę powiedzieć, jednak proszę, aby nie próbowali tego robić laicy i osoby nieprzygotowane. Do tego dochodzi fizyka, technika… Reszta niech pozostanie tajemnicą karateków.

Czy w Twojej służbie sztuki walki się przydawały? Może miałeś jakąś sytuację, w której unik czy blok uchroniły Cię przed urazem. Może skutecznie osłoniłeś kolegę bądź koleżankę z patrolu. Czy warto trenować? Czym zasłużyłeś sobie na służbowy przydomek Sensei?

Niewątpliwie trening wschodnich sztuk walki, czy też ogólnie walki wręcz z podnoszeniem ogólnej sprawności fizycznej, szczególnie w służbach takich, jak Policja – jest bardzo przydatny, a także ogromnie ważny i pomocny. Wynika to również z faktu, że pierwszym najłagodniejszym środkiem przymusu bezpośredniego stosowanym przez policjanta w trakcie przeprowadzania interwencji, jak również według gradacji znajdującej się w ustawie o śpb i broni palnej, jest siła fizyczna w postaci technik obezwładniania. Jak wiemy techniki te i przejęcia kontroli nad osobą, to nic innego jak wybrane i wyselekcjonowane techniki ze wschodnich sztuk i sportów walki tj. karate, judo, ju-jitsu, kick-boxing, czy też sam boks.

Mnie osobiście podczas policyjnych czynności przydawały się umiejętności nabyte przez lata ćwiczeń. Jedną z takich interwencji, gdzie trzeba było wykonać unik przed nabyciem urazu, była sytuacja sprzed około 3 może 4 lat wstecz. Jako dzielnicowi pojechaliśmy wtedy na interwencję do mieszkania babci i jej wnuczki, gdzie wraz z GOPS-em prowadziliśmy procedurę niebieskiej karty. Otrzymaliśmy zgłoszenie od staruszki, że jej wnuczka cierpiąca na zaburzenia psychiczne znęca się nad nią i bije ją po głowie. Wraz z kolegą i pracownicą socjalną pojechaliśmy na miejsce. Wnuczka wpadła w szał, w pewnej chwili złapała gumowy młotek i nóż,
po czym rzuciła tymi przedmiotami w naszym kierunku. Wtedy właśnie, dzięki zastosowaniu uników, obydwaj z kolegą uchroniliśmy się od poważnych obrażeń ciała, jak również nie dopuściliśmy do tego, aby stała się krzywda pracownicy opieki społecznej i samej dziewczynie. Agresorka została przez nas obezwładniona i zabrana przez wezwaną na miejsce karetkę pogotowia do szpitala na obserwację psychiatryczną.

Uważam, że należy uprawiać każdą aktywność sportową, fizyczną, w tym sztuki walki, gdyż w takim zawodzie, jakim jest służba w Policji – ta umiejętność to jedno z podstawowych narzędzi pracy, a co najważniejsze wpływa to bardzo korzystnie na mentalność i ogólnie na psychikę człowieka.

Odnośnie do pytania – Czym sobie zasłużyłem na przydomek Sensei? Pamiętam, że dał mi go jeden z kolegów, w trakcie naszej wspólnej służby w OPI w Mińsku Mazowieckim. Było to lata temu, a dzisiaj jeden z jego synów trenuje u mnie w sekcji w Kałuszynie. W trakcie służby otrzymaliśmy zgłoszenie od dyżurnego KPP Mińsk Mazowiecki, że na osiedlu Błonie, które to swego czasu nie cieszyło się sławą i nie miało dobrej opinii w Mińsku Mazowieckim, grupa miejscowych chuliganów wszczęła bójkę i zakłócała porządek publiczny. Pamiętam, że po przybyciu na miejsce żadne słowne prośby i wydawane polecenia do zachowania zgodnego z prawem nie zrobiły na tych osobnikach wielkiego wrażenia. Dopiero po zastosowaniu pewnej techniki (zgodnej z prawem i przepisami, podczas obrony przed atakiem), że tak się wyrażę „filmowej” na jednym z chuliganów, który naruszył moją strefę bezpieczeństwa – sprawiło to, że jego koledzy stali jak wryci w bezruchu, chyba zdumieni też tym, co przed chwilą zobaczyli. Taka sama reakcja była również po stronie mojego kolegi z patrolu, który poprosił mnie, abym po służbie nauczył go tej techniki.

Myślę, że to właśnie po tej służbie i tej interwencji, jak mój partner z patrolu opowiedział to wszystkim kolegom i koleżankom na komendzie, tak stałem się Sensei nie tylko w Dojo (klubie) na treningach, ale również w Policji. Nawet podczas służby w Wydziale Wywiadowczo-Patrolowym KSP na stacji miałem kryptonim Sensei, gdyż w tej jednostce była zasada, że nie wywoływało się patrolu po kryptonimie numerycznym, tylko swoim własnym pseudonimie.


Na zawodach klas wojskowych z kadetami Liceum Mundurowego z Dębego Wielkiego. Przasnysz, kwiecień 2023 r.
Zdjęcie: archiwum prywatne Mariusza Kondraciuka

Jak już wcześniej wspomnieliśmy, jesteś nauczycielem edukacji policyjnej. Może przybliżysz nam szkołę, w której uczysz. Powiedz nam też, jakie prowadzisz zajęcia (strzelania, samoobrona, etc.)? Co starasz się przekazać uczniom, młodzieży, jakie cechy w nich zaszczepić? Jakie wartości bądź umiejętności powinien mieć dobry nauczyciel edukacji policyjnej, aby być autorytetem dla uczniów, aby pokazać jak najwięcej i jak najciekawiej zaprezentować policyjną służbę?

Od ponad roku jestem na policyjnej emeryturze i realizuję się m.in. jako nauczyciel przedmiotu Edukacja Policyjna w I Liceum Ogólnokształcącym PUL tj. Liceum Mundurowym w Dębem Wielkim w powiecie mińskim. Szkoła ta jest jednym z kilku oddziałów PUL (Płockiego Uniwersytetu Ludowego im. Wincentego Witosa z siedzibą w Płocku) na terenie województwa mazowieckiego i ma swoje siedziby w takich miejscowościach jak: Płock, Gostynin, Kutno, Sierpc, Ciechanów, Ossów, Wołomin, Dębe Wielkie. Szkoła jest certyfikowana przez Ministra Obrony Narodowej i jest tzw. Oddziałem Przygotowania Wojskowego. W szkole nasi uczniowie (kadeci) zdobywają przez 4 lata nauki wiedzę z edukacji wojskowej, policyjnej, ochrony przeciwpożarowej i ratownictwa medycznego.

Poza prowadzeniem zajęć z przedmiotu Edukacja Policyjna czasami zdarza się, że w zastępstwie prowadzę zajęcia z kadetami z wyszkolenia strzeleckiego, taktyki i technik interwencji oraz samoobrony z racji posiadanych przeze mnie uprawnień państwowych zdobytych również w cywilu. Dodatkowo przygotowuję również kadetów do różnego rodzaju imprez sportowo-obronnych pod patronatem MON, Kuratorium Oświaty i jednostek Wojska Polskiego.

Staram się przede wszystkim w tych młodych ludziach zaszczepić swoisty szacunek do munduru, odpowiedzialność, dyscyplinę i przekazać im konkretną wiedzę potrzebną do ewentualnego podjęcia przez nich po skończeniu naszej szkoły – decyzji o wstąpieniu do służby, chociażby w Policji.

Żeby być dobrym nauczycielem (np. edukacji policyjnej) to tak, jak to ująłem na początku naszej rozmowy, trzeba wysłuchać człowieka (ucznia) i znaleźć z nim wspólny dialog. Bez tego będzie trudno cokolwiek wypracować. Trzeba też mieć cierpliwość i samodyscyplinę. Na pewno dobry nauczyciel to taki, który powinien być również dobrym praktykiem, mentorem, który potrafi ukierunkować i wskazać odpowiednią drogę młodemu człowiekowi, a nie być tylko czysto teoretycznym pedagogiem.

Dzisiejsza młodzież bardziej lubi się uczyć na skróty, pewne rzeczy też zapamiętują wybiórczo, oni potrzebują wiedzy popartej praktyką terenową ze służby, a nie samej czystej teorii. Mnie osobiście, z racji pełnionej dotychczas służby w Policji, łatwiej jest teraz prowadzić przedmiot Edukacja Policyjna i przekazać nabytą wiedzę tym młodym ludziom.

Ostatnio dużo mówi się w przestrzeni publicznej o ewolucji, zmianach na dobre w Policji. Powiedz nam, jakie według Ciebie powinny być przede wszystkim dwie najważniejsze strony, aby atmosfera w służbie była jak najlepsza, przełożeni i podwładni. Jesteśmy zhierarchizowani, ale czy w tym wszystkim ważny jest czynnik ludzki, umiejętność budowania dobrych relacji, dbania o nie? I w jakim kierunku powinna iść Policja, profesjonalizacji, wyszkolenia, fachowości, dobrych społecznych relacji, czy te wszystkie kierunki są na równi ważne? Ty jako Sensei wiesz o tym najlepiej, bo też budujesz taką atmosferę wśród uczniów, których uczysz.

Mam nadzieję, że faktycznie te zmiany w Policji, które nadchodzą, pójdą dobrym torem z korzyścią dla kolegów i koleżanek, którzy w dalszym ciągu służą w tej formacji, a także dla całej „firmy”.

Uważam, że Policja, aby mogła dobrze funkcjonować, to powinny być spełnione wszystkie czynniki, które wymieniłeś w swoim ostatnim pytaniu.

Przede wszystkim ważny jest budżet, aby się znalazł dla Policji taki, jaki jest przeznaczony np. na wojsko z PKB, ponieważ budżet Policji od czasu jej powstania w 1990 roku do dzisiaj jest ciągle niedoszacowany. Moim skromnym zdaniem Policja jako największa formacja mundurowa w kraju do zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego – powinna być jak najlepiej doposażona logistycznie w sprzęt najwyższej jakości, natomiast policjanci powinni godnie zarabiać, ponieważ służba jest ciężka i odpowiedzialna. Dobrze zarabiający policjant to taki, który mógłby utrzymać siebie i swoją rodzinę, bez potrzeby poszukiwania dodatkowego zajęcia.

Powinny znaleźć się również pieniądze na szkolenie, gdyż od dobrze wyszkolonego policjanta zależy później profesjonalne wykonywanie zadań służbowych. Pamiętajmy, że patrzy na nas całe społeczeństwo.

Polska Policja niejednokrotnie pokazała swój duży profesjonalizm w działaniach, a najbardziej według mnie pokazały to Oddziały Prewencji Policji, kiedy to w 2021 roku, na polsko-białoruskiej granicy dzielnie odpierały ataki nielegalnych imigrantów, próbujących przedrzeć się przez granicę naszego kraju i tym samym przekroczyć zewnętrzną granicę Unii Europejskiej. Polscy policjanci dali prawdziwy dowód profesjonalizmu, pokazali swoją skuteczność, pomimo tego również, że obrona granic Rzeczypospolitej Polskiej nie należy do ustawowych zadań Policji, tylko do innej służby, która jest do tego powołana.

Równie duże słowa uznania należą się policjantom ruchu drogowego i pionu kryminalnego. Ci pierwsi po wybuchu wojny na Ukrainie byli delegowani do służby na granicy, gdzie pomagali w udrożnieniu ruchu na drogach i skupiali się na zapewnieniu bezpieczeństwa w ruchu drogowym, natomiast drudzy pomagali służbom ukraińskim zbierać materiały dowodowe zbrodni ludobójstwa popełnianego przez rosyjskiego najeźdźcę.

Dziś w polskiej Policji potrzebna i ważna jest dobra stabilizacja i atmosfera, a także relacje międzyludzkie wewnątrz służby. Pomimo tego, że jest to formacja zhierarchizowana podlegająca poleceniom służbowym, rozkazom i szczególnej dyscyplinie, to jeśli nie będzie dobrych relacji na linii przełożony-podwładny, będzie to w dużej mierze negatywnie rzutować na funkcjonowanie całego zespołu, czynnik ludzki ma w tym przypadku kolosalne znaczenie.

Jeśli chodzi o przełożonych, to życzyłbym wszystkim policjantom takich, jak ja miałem w ostatnim czasie mojej służby. Tymi dobrymi policyjnymi przełożonymi byli i myślę, że cały czas są: Pani Zastępca Komendanta Komisariatu, a także Kierownik Rewiru Dzielnicowych KPP. Kto przeczyta ten artykuł i pracował ze mną, to będzie wiedział, o kim mówię i sądzę, że również przyzna mi tutaj rację. Dla mnie te dwie osoby są wzorem i przykładem tego, jak powinny wyglądać w pracy relacje na linii przełożony-podwładny.

Serdecznie pozdrawiam Panią Komendant, Kierownika Rewiru Dzielnicowych KPP, czytelników SMP, a także wszystkich policjantów i policjantki. Ten zawód zasługuje na szacunek, bo służba nie jest łatwa i lekka.

Dziękuję za rozmowę.