Aktualności

Tacy funkcjonariusze są najlepszą wizytówką Policji

19.02.2024 • Joanna Węgrzyniak

„Zachowanie Panów Policjantów oceniam jako ponadprzeciętne, dlatego zdecydowałam się o tym napisać. Wszystkie ich decyzje były słuszne i trafione, a sami panowie byli uczynni, bardzo uprzejmi i opiekuńczy. Poza doświadczeniem i sprawnością w działaniu wykazali się bardzo wysoką kulturą osobistą i empatią. Dla syna byli wzorem i przykładem (…). Tacy funkcjonariusze są najlepszą wizytówką Polskiej Policji, bo dzięki nim można się czuć naprawdę bezpiecznie. Dziękujemy!” Tak brzmi fragment podziękowań dla policjantów z Wesołej, którzy odnaleźli nastolatka zagubionego w lesie.

Tym razem nietypowo chciałam zacytować pełną treść podziękowań, jakie wpłynęły do komisariatu w Wesołej od mamy zagubionego w lesie nastolatka. Przesłany przez wdzięczną kobietę mail najlepiej oddaje powagę zaistniałego zdarzenia oraz profesjonalizm policjantów, którzy pracowali przy sprawie.

„Szanowni Państwo,

Chciałabym na Państwa ręce złożyć wyrazy uznania dla Panów Policjantów z Komisariatu w Wesołej – sierżanta sztabowego Łukasza Zawadowicza, młodszego aspiranta Tomasza Piekarza oraz aspiranta sztabowego Michała Krzyśpiaka. Tym samym pragnę podziękować za sprawną, w pełni profesjonalną i szczęśliwą w skutkach interwencję.

(…) przybiegłam na komisariat w Wesołej po tym, jak dowiedziałam się, że mój 13-letni syn nie wrócił z wycieczki rowerowej, bo zgubił się w lesie. Miałam z nim kontakt telefoniczny, ale utracił połączenie z internetem – nie działała więc nawigacja. Zupełnie nie wiedział, gdzie jest, podawał orientacyjnie kierunki, które były sprzeczne. W dodatku zapadał zmrok i robiło się coraz chłodniej.

Zgłoszenie przyjął ode mnie Pan asp. szt. Michał Krzyśpiak. Miły, uczynny, spokojny – wykazał się dużym zrozumieniem, doświadczeniem i rozwagą w podejmowaniu decyzji, co było odczuwalne zarówno w rozmowie ze mną, jak i z synem. Po jakimś czasie synowi udało się uruchomić nawigację i okazało się, że znajduje się w okolicy Rezerwatu Mosty Kalińskie, w środku rozległego lasu, ok. 15 km od domu. To teren pełen bagien, stawów, przepływa tam też rzeka, zamieszkują go dzikie zwierzęta.

Policjanci szybko podjęli decyzję, by wraz ze mną pojechać i odnaleźć mojego syna. Trafnym pomysłem był wybór samochodu z napędem na 4 koła. Na interwencję pojechali Pan sierż. szt. Łukasz Zawadowicz oraz Pan mł. asp. Tomasz Piekarz. Teren leśny okazał się bardzo trudny – błoto, mokradła, gęsta mgła i dużo leśnych ścieżek. Nawigacja szwankowała przez częściowy brak zasięgu. Udało się w końcu syna odnaleźć. Całkowicie przemoczony, przestraszony i zziębnięty trafił do ciepłego samochodu. Rower się już nie zmieścił, więc Pan Zawadowicz prowadził samochód, a Pan Piekarz przez ok. 3 km jechał przez las rowerem syna, oświetlając sobie dodatkowo drogę latarką. Było to o tyle trudne, że na drodze było gęste błoto i rower trzeba było miejscami prowadzić brodząc w tym błocie. Tak dobrnęliśmy do głównej drogi, z której ok. godz. 20.00 odebrał mnie wraz z synem mój mąż.

Zachowanie Panów Policjantów oceniam jako ponadprzeciętne, dlatego zdecydowałam się o tym napisać. Wszystkie ich decyzje były słuszne i trafione, a sami panowie byli uczynni, bardzo uprzejmi i opiekuńczy. Poza doświadczeniem i sprawnością w działaniu wykazali się bardzo wysoką kulturą osobistą i empatią. Dla syna byli wzorem i przykładem (bał się reprymendy, tymczasem usłyszał od Panów pożyteczne rady, jak się przygotować do takich wycieczek rowerowych, jak wyposażyć w sprzęt i jak się zachować w tego typu sytuacji).

Tacy funkcjonariusze są najlepszą wizytówką polskiej Policji, bo dzięki nim można się czuć naprawdę bezpiecznie.

Dziękujemy!

Pozdrawiam serdecznie”

W mojej ocenie jedyne, co można do tego dodać to wyrazy uznania i dumy, że służymy wspólnie z takimi policjantami. Michale, Łukaszu, Tomaszu, to zaszczyt, gratulujemy postawy, profesjonalizmu, empatii, odpowiedzialności i tego wszystkiego, co stanowi o byciu najlepszymi policjantami. Dziękujemy!

Jakiś czas temu opublikowałam taki komunikat na stronie KRP Warszawa VII. Dziś chciałabym jednak coś dodać, bo zawsze uważałam, że o ludziach wartościowych, o policjantach, którzy przede wszystkim chcą, którym zależy, którzy potrafią, działają, należy mówić i dużo i głośno.

Kiedy ukaże się ten artykuł, Michaś będzie już emerytem. Dla mnie i jestem przekonana także dla Policji to naprawdę duża strata. Pozostali dwaj koledzy mają jeszcze sporo do zrobienia, mają i czas i możliwości oraz chęci, by pomagać, chronić i służyć.


Zdjęcie: Joanna Węgrzyniak KRP W-wa VII

Najpierw im poświęcę kilka słów, bo to w dużej mierze za ich sprawą mama 13-latka napisała tak obszerne i miłe podziękowania.

Mł. asp. Tomasz Piekarz do Policji wstąpił w 2011 roku, jego partner z patrolu sierż. szt. Łukasz Zawadowicz 4 lata później.

Kiedy z nimi rozmawiałam – widziałam i słuchałam szczerze zaangażowanych ludzi, którzy zgodnie powtarzali, że wstąpili w szeregi Policji, bo to daje możliwość pomagania ludziom, takiego prawdziwego, bezpośredniego pomagania, co podkreślali. Zobaczyłam facetów, którzy nie narzekają, nie utyskują, że są „tylko patrolowcami, w tylko niewielkim komisariacie”. Wręcz przeciwnie, cieszą się z tego, co robią i w jakim miejscu życia i zawodowego i prywatnego się znajdują, którzy są ambitni, mają plany, marzenia, którzy zauważają i doceniają swoje sukcesy.

Tomek i Łukasz wskazują, że praca patrolowa to duży stres, odpowiedzialność, ale też satysfakcja i ciągłe zaskoczenie. Nie ma dwóch takich samych interwencji, te domowe – jak twierdzą – są najtrudniejsze, bo niosą ze sobą nie tylko niepewność, ale i sporo zagrożeń dla różnych ludzi, w tym często dzieci. Służba w 12-godzinnych patrolach wymaga od nich dobrej organizacji, dyscypliny, również w życiu prywatnym. To wszystko podobno da się całkiem nieźle pogodzić, jeśli jest wsparcie ze strony kolegów i przełożonych, a także rodziny i przyjaciół. A to wszystko, jak zapewniają, oni akurat mają szczęście posiadać.

O wspomnianych na wstępie poszukiwaniach nastolatka w lesie mówią, że to jedna z ważniejszych ich interwencji w ostatnim czasie. Podkreślają, jak wielkie znaczenie ma współdziałanie zarówno między nimi w patrolu, jak i współpraca z dyżurnym, a także w tym przypadku rodzicami, którzy zaginięcie zgłosili. Samo zaangażowanie patrolowców mogłoby nie przynieść tak szybkiego szczęśliwego finału. Skromni, bo dzielą swój sukces między pozostałych. Jednocześnie zadowoleni, szczęśliwi, bo pomogli, bo zobaczyli, że uratowali chłopca, sprawili, że rodzice odzyskali całe i zdrowe dziecko oraz spokój.

Sytuacja naprawdę wymagała skutecznego i szybkiego działania. Chłopak od kilku godzin był sam w lesie, robiło się coraz zimniej i zapadała noc.

Policjanci nie zapomnieli też o tym, że mundur zobowiązuje również do edukacji. Po radości i wzruszeniach znalazł się też czas na dobre, praktyczne rady i wskazówki. Tomek z Łukaszem życzliwie porozmawiali z nastolatkiem, pochwalili za dobre zachowania, za to, że dał radę i był dzielny, ale też wskazali, o czym należy następnym razem pamiętać i co zrobić, by nie znaleźć się w podobnej, niebezpiecznej sytuacji. Z podziękowań i słów mamy chłopca wynika, że stali się dla nastolatka wzorem, autorytetem. I to w tak krótkim czasie. Po prostu wiedzieli, jak się zachować, co powiedzieć, mieli poczucie odpowiedzialności, tego kim są i co to znaczy, do czego zobowiązuje. Panowie, szacunek.

Bardzo miłym zaskoczeniem był mail z podziękowaniami od matki chłopca, nie spodziewaliśmy się tego. Tego typu akcenty sprawiają, że mimo trudów ta praca przynosi dużo satysfakcji – powiedział Łukasz. Tomek w zasadzie zawtórował koledze: – Otrzymując każdego rodzaju podziękowania bądź pochwały, jako policjant czuję się spełniony i wiem, że nasza praca oraz trud w nią włożony jest potrzebna i zauważalna dla obywateli.

Rozmawiając z chłopakami u progu 2024 roku pytałam, czego by sobie oraz innym życzyli.

Z ust Tomka słyszałam: „żeby ludzie potrafili ze sobą rozmawiać i rozwiązywać swoje problemy poprzez dialog, a przede wszystkim byli dla siebie życzliwsi”, Łukasz z kolei życzyłby sobie i nam wszystkim: „aby wojna u naszych sąsiadów zakończyła się, sytuacja w rejonie uspokoiła i była bardziej przewidywalna.”

Łukasz chciałby kiedyś pracować w Biurze Międzynarodowej Współpracy Policji, gdzie będzie miał możliwość wykorzystać znajomość języka angielskiego, Tomkowi marzy się Laboratorium w KGP, a przed emeryturą objęcie stanowiska dyżurnego. Wierzę i tego wam Panowie życzę, że te i wszystkie inne plany i marzenia się wam spełnią. Zasługujecie na to. Za teraźniejszą służbę, za zaangażowanie – dziękujemy.


Zdjęcie: Joanna Węgrzyniak KRP W-wa VII
 

Michasiu, a teraz będzie o Tobie i dla Ciebie.

To takie moje podziękowanie w imieniu własnym przede wszystkim, ale jestem pewna, że mnóstwo podpisów bym pod tym tekstem zdobyła. Nie myślałam nigdy, że w ten sposób będę Ci dziękować za służbę. Tylko pamiętaj, żeby była jasność – jestem zła, że odchodzisz.

Asp. szt. Michał Krzyśpiak, dyżurny w Komisariacie Policji Warszawa Wesoła. Tak naprawdę to on dowodził wspomnianą akcją poszukiwań chłopca w lesie, koordynował działania i czuwał nad tym, co dzieje się w terenie. Jego udział był tu znaczący, zresztą gdyby było inaczej, to mama dziecka nie doceniłaby jego roli w swoim mailu.

„Michaś”, „Misiek”, „Krzyśpiaczek”, „Majkel”, „Majki”… zawsze chciał być mundurowym, padło na Policję. Od zawsze, nieprzerwanie do końca, bardzo się z tą formacją identyfikuje, zawsze powtarzał, że cieszy się, że tu służy i jest dumny, że jest policjantem.

23 lata w Policji, od samego początku związany z KRP Warszawa VII. Najpierw krótki epizod w Wydziale Kryminalnym, potem przez kilka ładnych lat w Referacie Wykroczeń, kolejny etap to dzielnicowy, później znów Wydział Kryminalny, a w nim poszukiwanie osób zaginionych i ściganych. Na koniec Komisariat w Wesołej – najpierw jako policjant operacyjny, a od 2020 roku dyżurny jednostki.

Super policjant, ponad wszystko super człowiek i to przez wielkie „C”. To tak w największym skrócie. Znamy się 23 lata. To z Michasiem przy Grochowskiej 169 w jednym pokoju razem rozpoczynaliśmy przygodę z Policją. Razem uczyliśmy się wszystkiego od zera, często na własnych błędach. Zawsze jednak zgodnie przyznajemy, że mieliśmy dużo szczęścia i sporo życzliwych ludzi wokół.

Zdążyliśmy jeszcze pracować w tych „starych, dobrych czasach”, kiedy możliwe było prawie wszystko, a na pewno był czas na wszystko Bywało, że roboty było okrutnie dużo i to całkiem solidnej, albo męczącej. Nikt wtedy jednak nie patrzył na zegarek i nie narzekał, że trzeba zostać dłużej, że ma już dość. Wiedzieliśmy, że niebawem przyjdzie i taki czas, kiedy można będzie zwolnić. A wtedy było trochę lenistwa, były długie rozmowy o życiu, ale i o największych głupotach, były koleżeńskie spotkania, załatwianie „spraw”. I wszystko się dało, i można było... Nasz kierownik nauczył nas wzajemnej życzliwości, wspierania się, pomagania sobie, prawidłowego wartościowania. Tyle że Michał miał już to wszystko w sobie, on po prostu był i jest dobry i polegać można było na nim zawsze!

Kiedy spotkałam się z Michasiem przed napisaniem tego tekstu przy naszych ulubionych ciastkach z naszej dawnej ulubionej, grochowskiej cukierni i poprosiłam, żeby powspominał, poopowiadał mi trochę o tych 23 latach służby, usłyszałam: „Ale Asia, nie wiem co Ci powiedzieć, bo co ja mogę powiedzieć, przecież ja jestem zwykłym policjantem, nic takiego nie zrobiłem”. „Zwykłym???” – pytam. Może, w sumie tacy powinni być zwykli policjanci. Zawsze szczerzy, pomocni, uczciwi, grzeczni i kulturalni, a jeśli nawet źli, że znów wpadło w kolejny w tym miesiącu weekend zabezpieczenie imprezy, umiejący wytłumaczyć to sobie: „Trudno, przecież tak trzeba, taka jest ta robota”.


Zdjęcie: archiwum prywatne Michała Krzyśpiaka

Michał zawsze bardzo uczciwie podchodził do służby, był zaangażowany i zależało mu. Kiedyś, kiedy jeszcze pracował w Wydziale Prewencji, w drodze do pracy podjął pościg za złodziejem, który na jego oczach w tramwaju zerwał kobiecie z szyi łańcuszek. Michaś doznał wtedy sporych obrażeń, ale nie odpuścił!

Mówi, że takim prawdziwym gliną udało mu się być, kiedy zajmował się poszukiwaniami w Wydziale Kryminalnym. Wspomina, że „zdarzyło się” poganiać i dogonić kilku młodzików. Bywało, że wyjmował ukrywających się z tapczanu, czy z szafy. Nie odpuszczał. Kiedy na przykład prowadził czynności w związku z zaginięciem młodej dziewczyny, a była zima, tak długo jeździł, tak długo szukał i próbował, aż w końcu znalazł ją i to na Dworcu Centralnym wśród tłumu ludzi.

Przez te 23 lata naprawdę zdążył się sporo napracować, nigdy nie bał się pracy, chętnie podejmował nowe wyzwania, szybko się uczył i szybko stawał się bardzo dobry w tym, co robił.

W wykroczeniach jako bardzo młody wówczas facet, poza licznymi doprowadzeniami i zatrzymaniami, świetnie dawał sobie radę ze stosem wysypujących się z szafy postępowań. Będąc dzielnicowym, realizował się jako dobra dusza dla swoich podopiecznych. Mieszkańcy go uwielbiali, a miłe, starsze panie, o których zdrowie zawsze się troszczył, nie wypuściły go bez obiadu, czy ciastka i herbatki. Były i takie, z którymi dzielnicowy Krzyśpiak obowiązkowo musiał obejrzeć kolejny odcinek ich ulubionego serialu. Dzięki dobrym relacjom z mieszkańcami pozyskiwał sporo ważnych informacji, które przekładały się potem na realizacje i zatrzymania.

Michaś zawsze był dla ludzi. Ma w sobie mnóstwo empatii, zrozumienia i niesłabnącą chęć pomagania. Szacunek do ludzi, wiarę, w to, że ludzie są dobrzy, wyniósł z domu, jest bardzo dobrze wychowany i te wyniesione z domu wartości nieustannie towarzyszyły mu też w służbie.

W 2001 roku, kiedy zaczynaliśmy, Michaś jeździł czerwonym peugeotem 405 (swoja drogą bardzo uroczym). Wciąż oglądał i czytał magazyny motoryzacyjne, wzdychał, marzył, planował. Kocha samochody i motocykle. Zawsze był bardzo poukładany, mądrze podejmujący decyzje, wyważony, miał określone cele, do których krok po kroku konsekwentnie dążył. Od dłuższego czasu realizuje swoje marzenia motoryzacyjne, jeździ wymarzonym autem i szusuje motocyklem. Na te podróże jednośladem ma jeszcze sporo planów i pewnie kilka skrytych marzeń. Zbudował dom, ma syna, posadził mnóstwo drzew, (poza fantastycznym synem ma też wspaniałą córkę i kochaną żonę), mówi, że jest szczęśliwym człowiekiem. I powiem tak, to widać, to się czuje.

Michaś to dla mnie wzór, nie tylko policjanta. Kiedy o nim pomyślę, zawsze się uśmiecham. Zawsze był ostoją, a czas kiedy pracowaliśmy razem to najlepsze lata mojej służby. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć, czułam się pewnie. To taki ktoś, kto zostaje jakoś, gdzieś, już na zawsze…

I śmiem przypuszczać, że takich osób, które myślą jak ja, w naszej komendzie było i nadal jest dużo więcej. Pozwolę sobie więc od siebie i od nas wszystkich powiedzieć – dziękujemy Michasiu.

Dziękujemy za te wspólne lata, za czas, doświadczenia, po prostu za Ciebie takiego, jakim jesteś.