Sylwetki

Modelarstwo czy ASG? Oto jest pytanie.

04.03.2013 • Michał Całusiński

Na co dzień jest policjantem Wydziału Techniki Operacyjnej. Kiedy jednak po kilkunastu godzinach służby zamykają się za nim drzwi Komendy Stołecznej Policji, zmienia się w pasjonata, dla którego modelarstwo i ASG są sposobem na odstresowanie się i odpoczynek po pracy. Gdy zaczyna opowiadać o swoich pasjach, nie ogranicza się do zdawkowego tak lub nie. Na krótkie pytanie potrafi odpowiadać przez kilka minut. Na pierwszy rzut oka widać po nim, że to, sprawia mu niebywałą frajdę.

Jego przygoda z modelarstwem zaczęła się prozaicznie – To „Suchy”, mój przyjaciel mnie wciągnął. On też był policjantem, teraz jest na rencie – został potrącony przez samochód podczas zatrzymania. Kiedyś pojechałem go odwiedzić. Zobaczyłem, czym zaczął się zajmować i tak jak on, wciągnąłem się w modelarstwo.
Z tego co wiem, w KSP jest jeszcze przynajmniej kilku policjantów, którzy się tym zajmują – opowiada Paweł ps. „Kruchy” i wspomina - Na początku żona chciała wszystko wyrzucić przez okno, ale teraz podpatruje, co robię i czasami mi doradza. Śmieje się też, że modelarstwem zaraziłem nasze dzieci. Kiedy dostaną ode mnie jakiś model (syn ma 8 lat, córka 6), same zaczynają go kleić i malować.
Modelarstwo redukcyjne – bo takim zajmuje się Paweł - polega na możliwie jak najdokładniejszym odwzorowywaniu rzeczywistych obiektów i elementów otoczenia w pomniejszonej skali. Modele są statyczne, czyli nie można ich wprawić w ruch. W modelarstwie redukcyjnym jest praktycznie wszystko – mówi „Kruchy” – są figurki ludzi, samoloty, pojazdy - głównie wojskowe, itp. Zazwyczaj modele zrobione są z polistyrenu, żywicy lub metali kolorowych. Zaawansowani modelarze, mając jedynie plany oryginału lub zdjęcia, potrafią sami zbudować dany model w odpowiedniej skali. Nie doszedłem jeszcze do takiej wprawy, żeby samemu zrobić twarz figurki, ale jestem w stanie, jeśli mam zarys żołnierza, zrobić, np. elementy ubrania. Polega to na tym, że na gotowy, np. kożuch zimowy, czapkę czy rękawicę jestem w stanie dorobić inne ubranie. Każdą kupioną figurkę można też dowolnie przerobić. W tym celu trzeba ją najpierw pociąć, powyginać metalowe łączniki, a później dorobić z masy plastycznej brakujące elementy lub dodać je od innej figurki – mówi „Kruchy”. Z tak przygotowanych modeli można stworzyć dioramę, czyli makietę przedstawiającą, np. jakieś wydarzenie historyczne. Robi się ją na podstawie zdjęć lub samemu wymyśla się to, co ma przedstawiać. – Natchnienia szukam w zdjęciach z okresu II wojny światowej, na stronach internetowych lub w książkach historycznych, które opisują okresy, jakie mnie ciekawią. Ostatnio zainteresowałem się Wietnamem i tzw. modern warfare, czyli wojną nowoczesnego typu, prowadzoną  np. w Iraku, czy w Afganistanie. Mam już parę modeli z nowoczesnej armii, które dostałem od rodziny i przyjaciół. Interesuje mnie również okres II wojny światowej – przede wszystkim armia niemiecka – a to z powodu różnorodności wyposażenia i mundurów. Także front zachodni, lata 1944 – 45, czyli okres po lądowaniu aliantów w Normandii oraz front wschodni, lata 1943 – 44, szczególnie Charków. Zima to jeden z moich ulubionych motywów – dodaje Paweł i opowiada dalej – ten temat jest bardzo trudny, a jednocześnie bardzo „wdzięczny” do robienia. Wyzwaniem jest takie wycieniowanie modelu, aby wyglądał jak pokryty błotem pośniegowym. Równie fajnie robi się dioramy, gdzie w krajobrazie jest woda, którą można zrobić albo ze specjalnego rodzaju żywicy, albo z gotowego, kupionego elementu.
Praca nad dioramą może trwać od kilku do nawet kilkunastu miesięcy. Wszystko zależy jak bardzo makieta będzie skomplikowana. Ilość elementów oraz pora roku, którą ma przedstawiać, mają tu olbrzymie znaczenie. Dioramę robi się etapami. Kiedy dzieciaki pójdą już spać, w domu panuje cisza – siadam i zaczynam swoją dłubaninę. Potrafię tak pracować nawet do 4 – 5 rano. Czasami tylko spojrzę na model, poprawię coś i  zajmę się czymś innym. Szybciej robi się samą podstawkę, czyli krajobraz i budynki niż figurki
i pojazdy. Jeżeli chodzi o malowanie, to tempo pracy zależy od tego, jakich farb się używa. Pastele schną szybciej niż farby olejne. Żeby przyśpieszyć schnięcie można używać tzw. przyśpieszaczy, np. lakieru bezbarwnego.
 Kiedy już wiadomo, jakie elementy będą potrzebne, można je kupić gotowe lub zrobić samemu. - Trawę i kwiatki robi się bardzo szybko – do tego pierwszego potrzebne są sznury konopne, które obtacza się w specjalnej posypce, później przycina na odpowiednią długość i przy pomocy, np. wikolu przykleja do makiety. Również drzewa robię sam – zbieram korzonki prawdziwych roślin, obklejam posypkami – i już jest gotowe – mówi Paweł.
W warsztacie modelarza można znaleźć nie tylko specjalne narzędzia, jak np. tzw. trzecią rękę, czyli specjalny przyrząd z dwoma uchwytami i z lupą, ale także materiały charakterystyczne dla dziedzin, które z pozoru nie mają nic wspólnego z modelarstwem. Na przykład soda kuchenna przydaje się do „robienia” śniegu, a z majeranku powstają kwiatki – podpowiada „Kruchy”. Precyzja w tworzeniu dioram jest niezwykle ważna. Nawet najmniejsze figurki, czyli te mające około 1 cm wysokości, są perfekcyjnie wykonane. W najmniejszej skali, czyli 1/72 nie maluje się już oczu tylko robi się czarne oczodoły. Natomiast w większych figurkach nie tylko się je dokładnie maluje, ale także zaznacza się kości policzkowe, zmarszczki oraz wszystkie zagięcia, np. na mundurze – zdradza tajniki modelarstwa.  
Jak każdy modelarz, również „Kruchy” ma w swoim dorobku modele, z których jest wyjątkowo dumny. Taką dioramą jest jedna z jego pierwszych prac, która przedstawia działo samobieżne. Przez ponad 10 lat zrobiłem ponad 80 dioram i około 400 figurek. Większość z nich „poszła w świat” - rozdałem je rodzinie, znajomym lub sprzedałem, np. podczas jakiejś wystawy, w której brałem udział. Dla siebie zostawiłem około 20 dioram i ponad 300 figurek. Najmniejsze, jakie mam, mają około centymetra wysokości. Największa to kobieta w brytyjskim mundurze w skali 1/16, czyli ma około 15 cm wysokości  – mówi Paweł i dodaje – niestety, nie jest to tanie hobby. Model w skali 1/35, czyli najbardziej popularnej, kosztuje od około 100 do nawet 200-300 zł.
Na razie większość kolekcji schowana jest w pudłach ustawionych w pawlaczu. Tylko niewielka część znalazła miejsce w pokoju syna.
- Już niedługo wszystkie dioramy i figurki zostaną wyeksponowane w specjalnie przygotowywanej do tego celu przeszklonej gablocie, która stanie w piwnicy. Tam powinna się zmieścić cała kolekcja - zdradza Paweł.
Jego hobby wymaga nie tylko precyzji oraz doskonałej wiedzy historycznej i militarnej. Jak sam mówi - Nie można osiąść na laurach, cały czas trzeba się uczyć czegoś nowego. Kiedy wchodzę na blogi innych modelarzy, zaglądam na specjalistyczne fora czy pojadę na jakąś wystawę – dopiero wtedy widzę, co w swoich pracach mogę zmienić. Podpatrując innych, poprawiam swoją technikę. W tym hobby niezwykle ważne są cierpliwość i precyzja - szybko dodaje – a przede wszystkim chęci – bez tego nic się nie da zrobić w modelarstwie. Zazwyczaj wszystko zaczyna się od tego, że gdzieś zobaczy się gotową figurkę i po chwili stwierdza: „ja też tak chcę, ja też spróbuję”. Jak się zrobi jedną, drugą i złapie się tego bakcyla, później w człowieku już gdzieś to „siedzi”. Szczególnie miło jest, kiedy jestem na przeglądzie, obok dioramy stoją zdjęcia, na podstawie których ją robiłem, a oglądający mówią: „to jest fajne, super gość to zrobił”.
Modelarstwo jest doskonałym sposobem na długie zimowe wieczory, ale kiedy tylko na dworze robi się cieplej, „Kruchego” trudno zatrzymać w domu. – Moja żona mówi, że mam domowstręt (śmiech). Cały czas wymyślam sobie jakieś zajęcia. Od dwóch lat należę do warszawskiej grupy rekonstrukcyjnej Redberet Airsoft. Bierzemy udział w tzw. grach, w których wykorzystujemy Air Soft Gan (ASG), czyli repliki broni palnej w skali 1:1. Najczęściej strzela się z nich plastikowymi kulkami o kalibrze 6 mm. System tej broni wymyślili Japończycy po II wojnie światowej, aby umożliwić ćwiczenia oddziałom militarnym. (Japonia podlegała wówczas rygorystycznym przepisom dotyczącym posiadania i używania broni – przyp. red.).
Mimo że ASG należą do tzw. broni pneumatycznych, to energia pocisku jest na tyle mała, że nie są klasyfikowane jako broń i nie potrzebne są na nie żadne pozwolenia. Mam dwa karabiny: M16 i kałasznikowa - oba są metalowe z napędem elektrycznym – mówi „Kruchy” i dodaje -  zazwyczaj spotykamy się gdzieś w lesie, na poligonach czy nieużytkach. To hobby łączy ze sobą ludzi o różnych profesjach. Oprócz policjantów czy żołnierzy są też lekarze, biznesmeni i wszyscy ci, którzy interesują się historią i replikami broni. Wbrew pozorom to zajęcie nie jest zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn – do grup rekonstrukcyjnych należą również kobiety. Członkiem grupy można zostać już od 16 roku życia.
Ponieważ u podstaw airsoftu leży japońska tradycja bushido, która przykłada olbrzymią wagę do honoru i szacunku dla przeciwnika, każdy, kto bierze udział w rekonstrukcji, musi się ściśle dostosować do panujących reguł. - Inaczej można zostać wykluczonym z gry - mówi „Kruchy”. Istnieje specjalny kodeks ASG, który określa co wolno, a czego nie, np. nie wolno strzelać przez otwory większe niż przejdzie głowa, nie można też strzelać z odległości mniejszej niż 10 m, obowiązkowo wszyscy biorący udział w grze muszą mieć ochronne okulary balistyczne. Maskę na twarz można mieć, ale nie jest to konieczne.
Przygotowania do rekonstrukcji lub inscenizacji mogą trwać nawet rok. Najpierw zbiera się grupa zapaleńców, którzy wymyślają scenariusz i szukają odpowiedniego terenu do „walk”. Czasami trzeba też zdobyć dodatkowe zezwolenia m.in. od policji, gdy podczas danej inscenizacji wykorzystywane będą, np. ładunki pirotechniczne.
– Jeśli chodzi natomiast o układanie scenariusza do tzw. weekendowej strzelanki, to przygotowania mogą trwać od tygodnia do nawet sześciu miesięcy. Wszystko zależy od tego, jak bardzo gra będzie skomplikowana i ile osób będzie brało w niej udział. Kiedy scenariusz jest już gotowy, na forum zamieszcza się ogłoszenie. Wszyscy, którzy chcą wziąć udział w grze, muszą się do niej zgłosić. Jeśli będzie to gra typu nowoczesnego, czyli bez żadnych historycznych elementów, ustala się, że punkty otrzymuje się, np. za zdobycie jakiegoś budynku lub flagi - mówi „Kruchy” -  kolejnym etapem może być wykonanie jakiegoś innego zadania. Gra może trwać od paru godzin do nawet kilku dni. Oczywiście robione są przerwy na odpoczynek i na przegrupowanie sił. Na taki zlot potrafi zjechać nawet i 700 osób.
W zeszłym roku „Kruchy” brał udział w pikniku ASG nad Narwią. - To była rekonstrukcja walk obronnych z września 1939 roku, jakie miały miejsce pod Pułtuskiem. Konie, wozy, stroje z tamtej epoki i około 2 tysięcy widzów - wspomina Paweł – to naprawdę robiło wrażenie. Ponieważ część z nas była we współczesnych mundurach – polskich, brytyjskich, amerykańskich czy niemieckich - mieliśmy okazję nie tylko pokazać fragment historii, ale także  przybliżyć czym jest ASG.
Wbrew pozorom obie pasje Pawła mają ze sobą wiele wspólnego. – Te moje zainteresowania łączą się ze sobą, uzupełniają - mówi Paweł i przekonuje – i tu i tu są militaria, i tu i tu potrzebna jest wiedza historyczna. Wielu z moich znajomych, którzy interesują się modelarstwem należy, tak jak ja, do jakiejś grupy ASG. Zimą, przy minus 10 stopniach, mróz może uszkodzić karabiny, dlatego wtedy mam więcej czasu na swoje modele. Kiedy robi się ciepło, dobrze jest się poruszać na świeżym powietrzu, wyładować nagromadzone emocje, spotkać się z ludźmi, których się lubi. Na szczęście moja rodzina obie moje pasje akceptuje, choć na początku nie było to takie oczywiste (śmiech).

notowała: Agnieszka Włodarska
foto archiwum prywatne „Kruchego”