Sylwetki

Świat w biegu

05.07.2013 • Michał Całusiński

Bieganie to podobno najzdrowsze na świecie uzależnienie. Jak zapewniają wszyscy, którzy rozsmakowali się w joggingu, nawet krótki, 30 – minutowy trening potrafi poprawić humor, złagodzić stres i … dać niesamowity zastrzyk energii na cały dzień. Nic więc dziwnego, że moda na bieganie zagościła u nas na dobre, a parki, lasy i chodniki pełne są osób uprawiających ten sport. Moich rozmówców – podkom. Joannę Banaszewską z KRP IV, asp. Piotra Świstaka z Zespołu Prasowego KSP, podkom. Marka Łukasika z SSK KSP i asp. sztab. Jarosława Szczepaniuka z KRP I – różni czas od kiedy biegają, ilość startów, osiągane wyniki. Łączy – radość z każdego przebiegniętego kilometra i fakt, że swoją pasją próbują zarazić innych.  

Każdy start to sukces
Żeby zacząć swoją przygodę z bieganiem, nie wystarczą dres i dobre buty. Najważniejsze są chęci - bez nich nie uda nam się wystartować. - Do biegania zainspirował mnie mój tata – mówi Asia, która biega od listopada zeszłego roku. - To on cały czas mi powtarzał, że powinnam zacząć się ruszać. Na dobry początek dał mi książkę, w której była opisana metoda małych kroczków, czyli minuta biegania, minuta marszu itd. Kiedyś, po ciężkim dniu, postanowiłam spróbować i sprawdzić, czy mi się to spodoba. Okazuje się, że kiedy już zaczniemy biegać, po kilku dniach nowy nawyk szybko wejdzie nam w krew. - Staram się biegać regularnie, co drugi dzień. Moich przebieżek nie traktuję jak treningu. Dla mnie to po prostu chęć poruszania się, odreagowania po ciężkim dniu. Kiedy przychodzę do domu,  szybko zmieniam szpilki na buty sportowe i idę po prostu pobiegać. Wolny trucht na krótkie dystanse po kilku tygodniach zmienia się w coraz dłuższy ciągły bieg. Jak przyznaje Asia – na początku zaczynałam od kilometra, dzisiaj mogę już bez problemu przebiec 7 km. Staram się biegać tak, żeby na drugi dzień nic mnie nie bolało, żebym nie miała zakwasów i mogła bez problemu funkcjonować. Dla mnie nie są ważne kilometry, biegam tyle, ile mogę. Staram się słuchać swojego ciała. Każdy, kto zacznie swoją przygodę z joggingiem, prędzej czy później staje na starcie kolejnych zawodów. Chęć sprawdzenia się z innymi, zobaczenia, czy uda się pokonać słabości, a także niesamowita atmosfera, jaka panuje wśród biegaczy, przyciągają coraz większe rzesze ludzi. - Wyjątkowe jest to, że kiedy się biegnie i gdzieś na trasie masz moment załamania, zaczynasz iść,  nagle podbiega do ciebie jakaś obca osoba i mówi: „Dawaj, dawaj! Dasz radę, biegniemy dalej!” – opowiada Asia. Dla mnie każdy bieg, na który teraz się zapisuję jest sukcesem. Każdy start, w którym biorę udział jest walką z samą sobą. Jak każdemu biegaczowi, również Asi zdarzają się lepsze oraz gorsze starty. - Każdy bieg jest inny. Czasami biegnie się naprawdę ciężko, innym razem z kolei wydaje mi się, że dopiero zaczęłam biec, a okazuje się, że już jestem na mecie. Zmęczenie jest tylko chwilowe – wystarczą trzy, cztery wdechy i znów można normalnie funkcjonować. Teraz jestem na takim etapie, że myślę już o poprawieniu swojego czasu na 5 km. Chcę zejść poniżej 30 min.  Mam nadzieję, że w przyszłości wystartuję w półmaratonie i maratonie. Chyba każdy biegacz stawia przed sobą taki cel. Dla Asi każda osoba, która przekracza linię mety, już wygrywa. Nie ma dla niej znaczenia to, które miejsce zajmuje się w tej rywalizacji. - Dla mnie przegrani to ci, którzy nie biorą udziału w danym biegu. Bieganie wciąga. Kiedy zakładam buty i robię moją przebieżkę, wpadam na najlepsze pomysły. Jeżeli podczas biegu danego problemu nie uda mi się rozwiązać, godzina biegu nie pomoże, to znaczy, że sprawa musi jeszcze zaczekać.

Walka z samym sobą
 Asi do swojej pasji udało się przekonać kolegę z pokoju – asp. Piotra Świstaka.  - Można powiedzieć, że moja historia z bieganiem zaczęła się przez chorobę taty Asi. Problem ze zdrowiem spowodował, że nie mógł wystartować w biegu, na który był już zapisany. Żeby nie zmarnował się pakiet, postanowiłem go zastąpić i wystartowałem w „Biegu Niepodległości”. Praktycznie bez przygotowania udało się przebiec w dobrym czasie - poniżej godziny – wspomina Piotrek. Niestety, taki wyczyn możliwy jest tylko dla nielicznych. Sport dla Piotrka nigdy nie był czymś obcym. Przez wiele lat intensywnie grał w piłkę nożną, teraz pięć razy w tygodniu ćwiczy na siłowni. - Zazwyczaj biegam dla przyjemności za … piłką. Zdarza się, że podczas treningów na siłowni biegam na bieżni. To wszystko dobrze wpływa na moją kondycję. O Piotrku można powiedzieć, że to prawdziwy twardziel. Podczas jednego z biegów, w którym startował (półmaraton warszawski), kilka kilometrów przed metą odnowiła mu się stara kontuzja kolana. - Miałem chwilę zwątpienia, ale powiedziałem sobie, że dam radę i ukończę ten bieg. W kolejnym zaplanowanym starcie też wziąłem udział, tyle że zamiast biec … szedłem z kijkami nordic walking. Mimo, że zaczął biegać kilka miesięcy temu, teraz jest w trakcie przygotowań do sierpniowego Biegu Katorżnika, który odbędzie się w Lublińcu. Trasa jest bardzo trudna – trzeba zmierzyć się nie tylko ze sobą, ale przede wszystkim z bagnem, błotem, zaroślami i różnymi przeszkodami naturalnymi i sztucznymi. - Z tego co wiem, nie każdy kończy ten ekstremalny, 10 km bieg. Mam nadzieję, że mnie się uda. Bieganie to nie tylko super atmosfera, niesamowita frajda i sposób na naładowanie akumulatorów. To także sposób na pomaganie innym, którzy sami nie mogą stanąć na starcie. - Często organizowane są biegi, aby pomóc osobom chorym, niepełnosprawnym. W tych startach też staramy się z Asią uczestniczyć. Ostatnio biegliśmy na  ponad 3 km w „Biegam, bo lubię i pomagam”. Dzięki zebranym w ten sposób pieniądzom udało się nam pomóc innym.

Przekroczyć granicę
Podkom. Marka Łukasika ze Stołecznego Stanowiska Kierowania do biegania namówił kolega. - Pamiętam, że najgorszy był początek, a później już jakoś poszło. Teraz biegam 5 razy w tygodniu. Podczas każdego treningu staram się przebiec od 6 do 10 km. Jak przystało na prawdziwego sportowca, dla Marka nie ma znaczenia pogoda czy pora dnia. - Najczęściej biegam wieczorem po pracy, a jak mam dzień wolny - to rano. Bieganie daje mi przede wszystkim odprężenie. Jest w tym sporcie coś takiego, że człowiek nawet jak jest bardzo zmęczony, to po tym wysiłku fizycznym nie czuje się tego. Zawsze jest za to satysfakcja i optymizm. Każdy biegacz marzy o starcie w maratonie. Zanim pokona się trasę ponad 42 km, trzeba się sprawdzić w o połowę krótszym dystansie. Marek pierwszy półmaraton ma już za sobą. - To jak do tej pory mój największy sukces – ukończyłem go z czasem 1:55. Teraz przygotowuję się do maratonu, który odbędzie się we wrześniu w Warszawie. Chciałbym się sprawdzić, zobaczyć, czy jestem w stanie przekroczyć granicę i zmieścić się w 4 godzinach. Bieganie jest tak bardzo modne, że każdy, kto chciałby spróbować, bez problemu znajdzie np. w Internecie mnóstwo przydatnych informacji na ten temat. Dzięki gotowym planom treningowym start w zawodach można zakończyć z wymarzonym sukcesem. - Do tej pory do biegów przygotowuję się według programu, który znalazłem w jednej z gazet poświęconych bieganiu. Mam nadzieję, że za dwa lata uda mi się wystartować w triatlonie. Na razie jednak chciałbym zobaczyć, jak pójdzie mi w maratonie.

Wygrać z czasem
W bieganiu, choć ważne jest zwycięstwo, to największe znaczenie ma pokonanie własnych słabości. Pokonanie trasy o długości ponad 42 km jest olbrzymim sukcesem dla każdego. Asp. sztab. Jarosławowi Szczepaniukowi ten wyczyn udał się już 17 razy. A wszystko zaczęło się bardzo prozaicznie – od kursu podstawowego.  - Przygotowywałem się do egzaminu końcowego na kilometr. Poznałem wtedy maratończyka Artura Piotrowskiego z Żuromina. Mimo, że nie miałem jeszcze żadnego pojęcia ani teoretycznego przygotowania do biegania, to dzięki niemu trochę zainteresowałem się tym sportem. Jakiś czas później, będąc u rodziny w Berlinie, zauważyłem, że ludzie tam biegają. U nas nie było to jeszcze takie modne jak teraz, ale postanowiłem spróbować i tak mi zostało. Jarek od 2004 roku należy do Klubu Biegacza Rebus. Od tamtej pory biega regularnie. - Trening uzależniony jest od tego, czy przygotowuję się do krótkiego czy do długiego dystansu. Jeśli planuję udział w maratonie na treningu można mnie spotkać 5-6 razy w tygodniu, przy czym w sobotę lub niedzielę przebiegam dystans 25 – 30 km. Jest to tzw. wybieganie dłuższe, które trwa minimum 2 godziny – mówi Jarek. Jak wynika z prowadzonego przez niego dziennika, w ciągu miesiąca zdarza mu się przebiec około 300 km, w ciągu roku liczba ta zwiększa się nawet do 2500 km. Przygotowując się do kolejnych biegów, nie można przeforsować organizmu. - Częsty udział w maratonach nie jest wskazany – mówi Jarek i dodaje – Trzeba robić przerwy, które powinny trwać 2 - 3 miesiące. Szczególnie, jeśli chce się osiągnąć dobry czas. Moim marzeniem jest pokonanie bariery 3 godzin w maratonie – teraz mój rekord to 3:02:43. Ulubionym dystansem sportowca jest jednak półmaraton (35 startów). - Nie jest aż tak wykańczający jak bieg na 42 km. Muszę przyznać, że ukończenie każdych zawodów daje mi olbrzymią satysfakcję. Ten sport wciąga każdego, kto spróbuje. Najlepiej widać to podczas zapisów na zawody. Na niektóre jest się bardzo ciężko dostać, bo wszystkie miejsca w ciągu 15 minut są zajęte. - Takim przykładem są Zimowe Biegi Górskie w Falenicy. Kiedyś biegało nas 40, teraz jest 400 – 600 zawodników. A zawody nie należą do najłatwiejszych – na trasie 10 km jest aż 21 podbiegów. Trzeba też pamiętać, że zimowa aura wcale nie ułatwia sprawy. Takie biegi dają jednak olbrzymią siłę biegową i wytrzymałość.  

Dla tych, co chcą zacząć
Jak to możliwe, że po przebiegnięciu nawet 5 km nie czujemy się zmęczeni? Według naukowców jest to zasługa endorfin, czyli tzw. hormonów szczęścia. Są one produkowane przez organizm podczas i tuż po wysiłku. Już tylko z tego powodu warto zacząć swoją przygodę z bieganiem. A jak to zrobić? - Najlepiej zacząć od tzw. marszobiegów, które będą trwały około pół godziny. W tym czasie biegnie i idzie się na przemian – mówi Jarek i dodaje - Na początku będzie dobrze, jak będziemy biec minutę. Po 16 tygodniach, podczas których stopniowo zwiększamy czas biegania, bez problemu powinniśmy dać radę przebiec cały odcinek. Warto pamiętać, żeby na początku się nie przeforsować, dlatego najlepiej trenować co drugi dzień. A później … do zobaczenia na starcie!

tekst Agnieszka Włodarska
foto archiwa prywatne